Metalowe
drzwi zamykają się za nami z delikatnością i precyzją, po czym słyszę dźwięk,
który chyba zawiadamia, że zostały zabezpieczone systemowo. Rozglądam się po
pomieszczeniu oblanym bielą, szarością i czernią. Czuję się jak w jakiejś
taniej komedii i zaraz rozpocznie się punkt, w którym powinnam zacząć się
śmiać. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to ogromna bieżnia, w której chyba trenuje
jakaś dziewczyna. Ma ciemne, brązowe włosy po ramiona i skupioną twarz. Mogę to
zauważyć mimo tego, że ciągle jest w ruchu. Przyzwyczaiłam się do swoich nadnaturalnych
– powiedzmy – zmysłów. Przed bieżnią, a
obok innych dziwnych urządzeń stoi wysoki jasnowłosy mężczyzna i zapisuje w
notesie jakieś uwagi, pewnie dotyczące dziewczyny. Z pewnością wie, że
weszliśmy do środka – tego dźwięku nie dało się zignorować – ale nie zwraca na
nas uwagi. Całą swoją uwagę poświęca jej.
Dziewczyna
jest szybka. Jej nogi poruszają się tak szybko, że mój mózg ledwo to
rejestruje, na liczniku nad bieżnią widnieje ciąg liczb, których znaczenia nie
rozumiem i chyba wcale nie chcę. Ale ona się nie męczy i to intryguje mnie
najbardziej. Nie poci się, nie dyszy ani nie ma ochoty kończyć, moim osobistym
zdaniem. Zaciekawiło mnie, czy taka już się urodziła, a jeśli nie to ile czasu
musiała poświęcić, aby dojść do tego stanu rzeczy.