Pukam i po chwili wchodzę do środka.
Jednak kiedy przekraczam próg siedziby Shane’a,
zaczynam żałować, że to zrobiłam. On jest oparty o biurko, podczas gdy ona
oplata go rękami najmocniej jak potrafi i wpija się w jego usta. Ona
najwidoczniej albo nie usłyszała, albo nie zwróciła uwagi na to, że ktoś jest w
środku. Natomiast Shane momentalnie odrywa się od jej ust i spogląda na mnie ze
zmrużonymi oczyma. Nie jest mu głupio. Dianie nie przeszkadza jego chwilowe
odrzucenie, całuje go w szyję.
Postanawiam oprzeć się plecami o ścianę i poczekać,
ponieważ Dominic mówił, że to coś ważnego, co trzeba załatwić jak najszybciej.
Zauważam coś dziwnego pomiędzy tym dwojgiem. Odkąd weszłam, Shane nie spuszcza
ze mnie wzroku, odrzuca ją od siebie jak jaszczurka swój ogon, kiedy chce się
bronić. On odrzuca emocje. Po krótkiej chwili ona zauważa, że coś jest nie tak
i patrzy na niego.
- Shane? – odzywa się.
- Diano, wyjdź. Mam parę spraw do załatwienia.
Po tym, dziewczyna odwraca się i zauważa mnie przy
drzwiach. Niekomfortowa sytuacja, owszem, aczkolwiek ja też mam swoje sprawy do
załatwienia i nie mam czasu wszystkiego przekładać, ponieważ pannie Vitarei
zachciało się romansów.
Z morderczym spojrzeniem Diana mija mnie i bez słowa
wychodzi, po czym oczywiście komediowo trzaska za tobą drzwiami. Uśmiecham się
pod nosem. Lubię denerwować ludzi, a już uwielbiam patrzeć na takie… cyrki.
Shane odpycha się od biurka, podchodzi do barku i
nalewa sobie jakiegoś alkoholu.