- Kim jest ta mała?
Wraz z Lucasem wracamy ze śniadania i tylko na jego
prośbę wyszliśmy przed zamek. Po szerokim chodniku maszeruje Izaak i Alice w
kierunku małej dziewczynki o brązowych kręconych włosach, której pilnuje dwóch
mężczyzn. Zatrzymujemy się przy Ruth. Dziewczyna obserwuje całą sytuację, a ja
widzę, ale nie rozumiem całego przedstawienia.
Ruth zerka na mnie pobieżnie, po czym wzrusza
ramionami.
- Według Izaaka: to jego siostrzenica. Według tych
dwóch obok niej: coś, co trzeba za wszelką cenę ochronić. Z daleka wyczuwam jej
strach. Jest paniczny i bezpodstawny, czego nie będzie łatwo ukoić. Lucas, od
dzisiaj masz nową koleżankę do zabaw.
Siedmiolatek przechyla lekko głowę, wzdycha i
przygląda się jakby od niechcenia małej brunetce.
- Ona będzie z nami siedzieć? – pyta poirytowany.
Chyba nie podoba mu się ten pomysł, lubi przebywać w
towarzystwie starszych i niekoniecznie z małymi dziewczynkami. Kiedyś, jak
byłam z mamą i Lucasem u jej koleżanki, która miała córkę w wieku mojego brata,
marudził cały czas, że on już nie może jej słuchać. To prawda, mała była
wygadana, ale nigdy w życiu nie słyszałam takiej lamentacji z jego strony.
Zawsze wolał siedzieć z chłopcami, gdy tylko nadarzyła się okazja, a takich na
przedmieściach Rimal było bardzo niewiele.
Według mnie, to dobry pomysł. Lucas miał bardzo mało
i rzadko kontakt z rówieśnikami, a wychowując się tylko z dorosłymi nigdy nie
będzie wiedział, jak to naprawdę jest być dzieckiem. Kiedyś będzie tęsknił za
dzieciństwem.
Młoda dziewczynka nieufnym wzrokiem błądzi po zamku
i placu przed nim, okala oczami
wysokie drzewa otaczające drogę do zamku i
mocniej ściska rękę strażnika. Boi się. Na twarzy maluje się niewidoczny od
pierwszego wejrzenia strach, nie widać uśmiechu, a gorzko skrzywione usta.
Obserwując dziewczynkę zaczynam się zastanawiać, co jej się przytrafiło, skoro
z taką nieufnością podchodzi do nowego miejsca. Nie mogę powiedzieć, że byłam
lepsza, ale mnie wtrącono do lochu, a ją wita się jak honorowego gościa, którym
najprawdopodobniej jest.
Kucam przy Lucasie łapiąc go delikatnie za ramię,
łapię jego zmieszane spojrzenie. Chyba sam nie wie, czy się cieszyć, czy
złościć, czy może uciekać.
- Ja też miałam takie nastawienie do chłopców,
których czasami spotykałam, wiesz? – mówię, a kącik jego ust unosi się lekko. –
Nienawidziłam zabawy z nimi, zawsze myśleli, że są lepsi. Musiałam się z nimi
wszystkim dzielić podczas zabawy.
Słyszę kroki. Rozglądam się uważnie, starając się
nie wystraszyć brata i odczuwam ulgę, gdy sylwetka Setha pojawia się za plecami
siedmiolatka. Słyszę jęk pełen paniki. Nasz nowy gość się przestraszył
umiejętności młodszego Blacka. Dziewczynka przygląda się osiemnastolatkowi z
paniką, a on w geście uspokojenia jej, uśmiecha się przepraszająco.
- Ty wciąż nienawidzisz chłopców, do tego się już
nie przyznasz?
Przewracam oczami.
- Przestraszyłeś ją – zwracam mu uwagę.
Wzrusza ramionami, jakby niewinnie.
- Nie chciałem. To ta siostrzenica Izaaka?
- Wiesz jak ma na imię? – wtrąca z zaciekawieniem
Ruth, unosząc brew.
- Tayrin Moon. Lucas, miło by było, gdybyś poszedł
się przedstawić. Jest wystraszona, a ciebie nie będzie się obawiać.
Lucas krzywi się niesmacznie.
Chyba wszyscy się domyślamy, jaka jest odpowiedź,
więc Seth wzdycha.
- Już wiem po kim jest taki uparty. – Przecina mnie
ostrym, ale przyjaznym spojrzeniem. Kręcę głową z dezaprobatą, nie mogąc pojąć
tego dobrego humoru od rana.
- Pójdziesz? – pytam brata.
Kręci głową.
- I tak będziesz musiał ją poznać, wygląda
sympatycznie – mówi Ruth.
- Tak, ale nie muszę poznawać jej od razu.
Dziewczyny są dziwne.
- Z tym się zgodzę – dołącza się Seth.
- Dobra – kapituluję. – Ja pójdę.
Podnoszę się na proste nogi, zerkam na całą trójkę
pobieżnie i odwróciwszy się na pięcie, zmierzam do młodej brunetki. Poruszam
się z gracją, tak jak najlepiej potrafię, ale swobodnie. Mam ochotę przeskoczyć
następne dziesięć metrów, ale wiem, że to również wystraszy dziewczynkę.
Postanawiam nie ułatwiać sobie życia aż tak i nie utrudniać go jej.
Zaklimatyzowanie i tak będzie trudne, chociaż Lucasowi poszło łatwo.
Chłodny, jesienny wiatr wychodzi mi naprzeciw,
poruszając w chwiejnym tańcu moimi ciemnobrązowymi włosami. Lubię to uczucie.
Kojarzy mi się z wolnością. Tak jak gwiazdy na niebie, przypominają jak łatwo
zagubić się w tym świecie. Jest ich tak dużo, tak wiele z nich spada i nigdy
nie powraca, zapadają się w niepamięć.
Oddycham spokojnie, miarowo, zniżając głowę w akcie
przywitania do strażników dziewczynki. Ona obserwuje mnie bardzo uważnie, gdy
podchodzę, cofa się o krok. To nie jest dobry znak. Ona nie jest zwyczajnie
przestraszona, jest przerażona. Jakby bała się ludzi. Kątem oka zerkam na równie
zmieszaną, niespokojną twarz Ruth. A za jej sylwetką zauważam zmierzającego w
tą stronę Shane’a. Wygląda jakby dopiero opuścił łóżko i nie zdążył rozczesać
włosów. Układają się w seksownym
nieładzie, tak jak on cały z resztą. Odwracam wzrok, gdy łapie moje spojrzenie.
Wciąż o uszy obijają mi się jego kroki.
Chylę się w stronę brunetki, wyciągam do niej dłoń.
Jeden ze strażników puszcza jej małą rączkę, która nieufnie, kompletnie
niepewnie leci do mojej. Ma ciepłe dłonie, delikatne. Posyłam jej ciepły uśmiech,
by wzbudzić zaufanie.
- Witaj – mówię opanowanym, bezpiecznym tonem. Wiem
też, że Shane się zatrzymał i wraz z bratem i Ruth obserwują całą sytuację. –
Nazywam się Sophia i chciałabym cię u nas powitać. Jak masz na imię? Nie bój
się, nikt nie zrobi ci tu krzywdy.
- Tayrin – mruczy pod nosem dziewczynka.
Kucam przy niej, tak jak wcześniej przy Lucasie.
- Tayrin – powtarzam. – Bardzo ładnie. Co lubisz
robić?
Iskierka nadziei.
- Rysować.
Kiedy mam wymyślić kolejne pytanie, które trochę
uspokoi Tayrin, czuję na ramieniu dłoń. Lucas w towarzystwie Shane’a posyła mi
ufne spojrzenie. Marszczę brwi, bo dopiero nie chciał do niej nawet podchodzić,
a teraz… co się zmieniło?
Mimo wszystko cieszę się, że się przełamał.
- A to jest mój młodszy brat, Lucas. Byłoby fajnie,
gdybyście się zaprzyjaźnili. Ten obok niego to Shane, on tu rządzi… w pewnym
sensie. Wszyscy chcemy, żebyś czuła się tu dobrze. Co ty na to, Tayrin?
Kiedy dziewczynka łamie gorzką minę i na jej twarzy
pojawia się cień uśmiechu, czuję zwycięstwo.
- Jesteś głodna? – Tayrin niezręcznie kiwa głową. –
Dobrze, Ruth, ta dziewczyna tam obok tego chłopaka zaprowadzi cię na śniadanie.
Lucas dopiero zjadł, ale chętnie ci potowarzyszy.
Siedmiolatek obdarowuje mnie spojrzeniem mówiącym: nic takiego nie powiedziałem. Ignoruję
je. Porozmawiam z nim później na ten temat. Seth gestem ręki zaprasza do nas
Ruth, która natychmiastowo podchodzi, uruchamiając jednocześnie swoje
umiejętności, skupia je na Tayrin, której spojrzenie nie jest już takie
przerażone, ale spokojne.
Cała trójka zmierza w kierunku zamku.
- Skąd przybyła? – pyta Shane strażników.
Jeden z nich odpowiada:
- Dennal.
- Rodzice?
- Matka uciekła, gdy tylko rozkazała
przetransportować córkę w to miejsce, ojciec nie przeżył ataku. Gwardia dopada
kolejne miasteczka, ludzie są bezbronni.
- Umiejętności?
- Według matki powinna posiadać umiejętności, jednak
nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, dziewczynka ma sześć lat. To za
wcześnie.
Shane kiwa głową, potwierdzając przyjęte informacje.
Jest bardzo bezpośredni, nie pyta o szczegóły, które właściwie nie są mu
potrzebne, lecz Izaakowi. To chyba jego siostrzenica, a jego siostra mogła nie
przetrwać ataku, podobnie jak ojciec biednej dziewczynki.
Spotkał nas podobny los.
Teraz wiem, dlaczego okala ją takie przerażenie. Ona
jest jeszcze młodsza od Lucasa, a dzieci w tym wieku (żadne dziecko) nie
powinny przechodzić czegoś takiego. To nie jest sprawiedliwe. Zaczynam wątpić,
że na tym świecie sprawiedliwość jeszcze istnieje. Obserwuję w spokoju jak
Tayrin i Lucas idą przodem do środka, a zaraz za nimi kroczy Ruth.
Seth stoi. Wiem, że czeka na mnie. Obiecałam mu
potowarzyszyć w bibliotece, kiedy będzie szukał informacji dla Izaaka. Swoją
drogą, sama chętnie bym się czegoś dowiedziała. Zerkam więc przelotnie na
Shane’a. Pomyślałam o jakimś stosownym pożegnaniu, lecz nie było nawet
powitania. Zauważyłam bardzo cienką linię porozumienia między nami, której
każdy skrawek pękał każdego kolejnego dnia.
To dobrze. Ta relacja była toksyczna.
Ledwie robię krok w stronę Setha. Zatrzymuje mnie
poranny głos jego ledwie wybudzonego ze snu brata.
- Wybierasz się dokądś?
- Z tego, co mi wiadomo, nie jestem ci w niczym
potrzebna. Owszem, wybieram się gdzieś z Sethem.
Spoglądam momentalnie na osiemnastolatka. Oczekujące
spojrzenie nabrało ciekawskiego wyrazu.
Shane skina głową.
- Do zobaczenia później.
Gwardziści wykonują ten sam gest, co oczywiście
grzecznie odwzajemniam, unikając wzroku ich „szefa” i zgrabnym krokiem odchodzę
od zgromadzenia nudziarzy. Seth posyła mi promienny uśmiech i rusza w stronę
zamku, gdy tylko znajduję się obok. O nic nie pyta, co bardzo mnie uspokaja.
- Jak się dziś czujesz? – pyta. – Piękna pogoda.
- Kto by pomyślał, że tak zwracasz uwagę na pogodę.
Ale dziękuję, dzień jak na razie w porządku.
- Od zawsze słońce wprowadza mnie w dobry nastrój.
Nie lubię deszczu.
Unoszę brew.
- Dlaczego?
- Jest mokro i zimno. To wystarczające? – Otwiera
przede mną drzwi i pozwala mi wejść jako pierwsza.
- Ja tam lubię deszcz.
- Bo?
- Wygląda jak wolność.
- Poetka się znalazła.
- Daleko ta biblioteka? – pytam zniecierpliwiona.
Później miałam się wstawić na trening do Izaaka. Nie
mogłam się doczekać. Poznawanie swoich umiejętności wprawiało mnie w stan
euforii, który tak bardzo kochałam zanim tu trafiłam. Jeszcze kilka dni temu
ten zamek był dla mnie jak więzienie, w którym zamknięto mnie wbrew mojej woli,
a teraz… niemalże jak nowa droga do wolności. Trenowanie siebie dodawało mi
poczucia dumy, wolności i samodzielności. Potrzebowałam tego.
- Zapraszam.
Seth zamyka za mną drzwi, a przede mną rozpościerają
się ogromne regały pełne ksiąg nowszych i starszych, na których zalegał już
kurz.
- Czego szukamy?
- Czegoś na twój temat.
- Powiedziałeś, że to mają być informacje dla Izaaka
– wspominam z irytacją.
- Izaak prosił mnie, żebym trochę cię zaznajomił z
twoją własną historią. Zanim tutaj dotarłaś, on sam organizował takie „wykłady”
na ten temat, ale teraz nie ma na to czasu, a dla ciebie samej nie ma sensu
tego robić, kiedy możesz sobie z tym sama poradzić, bądź z moją pomocą – odpowiada dumnie Seth, szukając czegoś w jednym z
regałów.
Rozglądam się pobieżnie, kiedy Seth uśmiecha się sam
do siebie, wyciągając znalezioną książkę. Strasznie starą, oblezioną kurzem.
- Siadaj – kiwa głową w stronę drewnianego biurka.
Wskakuję więc na nie grzecznie i milczę, ponieważ on wygląda na pewnego siebie
w roli nauczyciela, a ja nie zamierzam sobie psuć tego widoku. – Co chciałabyś
wiedzieć najpierw?
Polubiłam Setha. Chyba od razu.
On, w przeciwieństwie do swojego nadętego brata Palanta, od razu był dla mnie miły. I
nie ma skłonności morderczych. Jest spokojniejszy, pogodniejszy w pewnym
sensie.
- Wszystko.
- Dobra. To może zacznijmy od tego, że w sumie
zdolności, które teraz trenujemy, jako pierwszy odkrył Khalius Snow gdzieś
pomiędzy pierwszą, a drugą wojną światową. Jego rękopisy, które Izaak trzyma
gdzieś w jakimś sejfie, żeby nic się z nimi nie stało, świadczą ewidentnie, że
krył się z tym przez prawie 10 lat. Z tego, co pamiętam, to jego siostra Rea,
przyłapała go na bieganiu szybszym niż przeciętny człowiek. A przez ten cały
czas Khalius wzmacniał swoją umiejętność. Opowiadał, że drażnił ją, kiedy w
tajemnicy przed rodzicami biegał z nią na plecach. Ona też tego chciała.
Chciała być wolna, jak on. – Seth spogląda na mnie, jakbym doskonale rozumiała
uczucia panny Snow. Rozumiałam, aż za dobrze. Ja też chciałam być wolna.
Chciałam mieć moc, dzięki której wyrwę się z tego toksycznego świata. Nie
przerywam mu. – Więc puścił ją na nogi i namówił, by sama spróbowała pobiec
szybciej, niż robi to normalny człowiek. Zawiedli się, kiedy okazało się, że
Rea nie posiadła umiejętności brata. Była szybka, ale nie jak on. Zraniło ją
to, a on kochał ją i nie chciał na to patrzeć. Opisywał, jak próbował ją
pocieszać, że może nie było jej pisane, ale nie chciała go słuchać. Zapragnęła
od niego uciec, a drogę wybrała taką, że musiała przeskoczyć jeden z większych
kamieni. Kiedy z „siłą i determinacją kota” – jak to opisał jej brat - wspięła
się na jednej nodze na kamień i podciągnęła w złości drugą, podskoczyła tak
wysoko, że Khalius stracił ją z oczu. Powróciła na ziemię ze zwycięskim
uśmiechem na twarzy. Oboje podobno nie posiadali się z radości i nic nie powiedzieli
nikomu o swoich umiejętnościach.
- I co? – pytam. – Ta cała bajka… na tym koniec?
- To nie bajka. – Uśmiecham się przepraszająco. –
Oczywiście za ich życia było to spokojne. Rea miała dwójkę dzieci z Marcusem
Blackiem, który – jak się okazało po ich ślubie, posiadał zdolności związane z
bieganiem. Ich dzieci były wyjątkowo uzdolnione i dbano, by te umiejętności
nigdy nie wygasły, tak samo jak dbano, by się szybko obudziły. I dopiero za
dorosłego życia Keith i Naomi ktoś dowiedział się o tych zdolnościach. Byli
ścigani. Keith podobno został złapany i torturowany, zanim siostra go uwolniła.
Od tamtej pory wszyscy są poszukiwani jako cenne zdobycze dla państwa i
gwardii. Chcieliby nas wykorzystywać jak jeńców, obsługiwać jak roboty. Dlatego
tak niebezpieczna jest nieświadomość o realiach i swoich genach.
- Skoro rodzeństwo Black przeżyło. Twoi przodkowie,
jak się domyślam. – Seth kiwa potwierdzająco głową, dumny ze swojego
pochodzenia. – To co stało się z Khaliusem?
- Nie wiadomo. Dzienniki Rei świadczą o jego
zniknięciu niedługo po narodzeniu jej dzieci. Marcus go szukał, ale nic z tego
nie wyszło. A oboje nie chcieli się narażać. Mieli przecież dzieci, których
musieli chronić. Nie wiadomo, czy go złapano i zmuszono do współpracy, zabito,
czy po prostu sam uciekł, gdy jego siostra zaczęła układać sobie życie. Khalius
bardzo szybko dowiedział się o tym, że jej dzieci posiądą nadprzyrodzone geny. Bał
się tego. I na jego strachu skończyły się jego zapiski.
- Ciekawe. Swoją drogą, skoro w genach twoich
przodków uruchomiły się geny, dlaczego tyle ludzi spoza twoich krewnych je
posiada, tak jak ja?
Seth przewraca kilka kartek w książce, po czym
wzdycha cicho.
- Nie udowodniono nic. Może nie tylko w genach
Khaliusa i Rei obudziły się te umiejętności? Nigdy się nad tym nie
zastanawiałem, szczerze mówiąc. Tylko ich zapiski znaleziono, inni pewnie nie
przeżyli, albo uciekli nic po sobie nie pozostawiając. Możemy jeszcze bardzo
wiele nie wiedzieć – mówi czarnowłosy, kiedy opiera się ramieniem o regał i
patrzy na mnie przenikliwie.
- Dobra, jeszcze o tym porozmawiamy, a teraz…
- Spieszysz się do Izaaka? – wcina mi się w zdanie i
ewidentnie się z tego cieszy.
- Nie lubi spóźnień.
- Wiem, nie musisz przypominać. Kiedy kontynuujemy
lekcję historii? – pyta z cwaniackim uśmieszkiem.
- Kiedy znajdę czas, do zobaczenia!
Pukam delikatnie w drewniane drzwi i otwieram je
dopiero, po usłyszeniu cichego „wejść”.
Wita mnie chłodny, ciemny kolor ścian i biała
pościel na ogromnym łóżku, które jako pierwsze rzuca mi się w oczy. Shane
opiera się ramieniem o framugę przejścia, w którym powinny być drzwi,
aczkolwiek ich tam nie ma. W ręce trzyma jakąś książkę i zupełnie ignoruje
fakt, że przyszłam.
Chryste, jak ten
człowiek mnie denerwuje.
- Jak czuje się Tayrin i Lucas? – słyszę na
powitanie.
Skąd wiedział, że u nich byłam?
- W porządku.
Lucas szybko zaprzyjaźnił się z rok młodszą Tay i
gdy wychodziłam z kolacji, na której byłam z nimi, szli oboje do swoich pokoi z
Ruth. Tayrin chciała żeby Lubas był z nią, kiedy będzie zasypiać, więc pewnie
zahaczą najpierw o jej sypialnię. Jestem bardzo zadowolona z takiego obrotu
akcji. Ruth również.
Shane nikle unosi wzrok, po czym odwraca się do mnie
plecami i idzie do gabinetu – dokładnie tam, dokąd nie ma drzwi – po czym
przynosi mi książkę nieco cieńszą, niż miał Seth po południu. Podaje mi ją z niezwykłą
rozwagą i opanowaniem. Oczy ma mgliście niebieskie, a spojrzenie chłodne. Nie wiem,
co i kto zrobił tego facetowi, ale jest kompletnym przeciwieństwem Setha,
którego oczy i spojrzenie są tak przyjazne.
- Izaak prosił, żebym ci to podał. Seth opowiadał ci
o Rei?
Patrzę na książkę.
- To jej życiorys?
- Zapiski z życia. Spisane na papierze jej ręką i
przepisane przez kogoś, kto tu pracował i żył kiedy powstała organizacja i
zamek. Profesor chciał, żebyś dowiedziała się więcej na temat swojego pochodzenia
i jej możliwości, które powinnaś posiadać również ty.
- Jasne.
Unosi brew.
- Nie ma za co.
I w tym momencie czuję dumę, że nie podziękowałam. Zrobił
to na czyjąś prośbę, nie ze swojej własnej inicjatywy.
- Jak się tu czujesz? – pyta.
Przytulam książkę do ciała.
- Obchodzi cię to?
Tym razem to ja się dziwię.
Unosi podbródek.
- Chcę dobrze dla ciebie i Lucasa – twierdzi otwarcie.
Kręcę głową.
- Dlatego uczysz go strzelania z łuku? Dlatego
przyszedłeś dzisiaj na mój trening?
- Izaak prosił o moją obecność. Nie planowałem
zostawać tak długo.
Na jego usta wkrada się cień łobuzerskiego, dumnego uśmiechu.
Ugh! Odwracam się z zamiarem wyjścia, kiedy
zatrzymuje mnie silna dłoń, zalokowana na moim łokciu. Wbrew własnej woli znów
staję z nim twarzą w twarz. Czuję przypływ adrenaliny. Tak, to właśnie czuję
przebywając z nim w jednym pomieszczeniu, poza irytacją i bijącą od niego
arogancją. Może to ze mną jest coś nie tak, skoro uważam go za cholernie
przystojnego, kiedy zachowuje się jak skończony dupek.
- Hej, nie zrobiłem ci nic złego.
- Oh, nie karz mi sobie przypominać tej nocy,
podczas której o mało nie zostałam postrzelona! – wypominam mu półgłosem.
- Przestań. Nic ci nie jest. I Lucasowi też nic nie
będzie.
- O to sama zadbam.
- Sophia – wymawia to dobitnie.
Patrzę mu w oczy. W oczy jak lód.
- Puść, bo poskarżę się Dianie – śmieję się w duchu,
kiedy jego uścisk staje się lżejszy.
- Odkąd tu jesteś, są same problemy.
- Widzisz? Seth powiedziałby, że jest zabawniej. Ty
zamieniasz wszystko w utrudnienia.
- Ja i mój brat… bardzo się różnimy.
- Nie da się nie zauważyć.
Spuścił wzrok.
- Wiem, że to on posiadł tę lepszą część, ale
naprawdę nie chcę dla ciebie i Lucasa źle. Nie traktuj mnie tak, jakbym z góry
był najpodlejszy ze wszystkich. Pozwól mi robić coś na mój sposób i nie
cwaniakuj. Nie pożałujesz.
Milczę przez moment.
- Mogę już wyjść?
- Do jutra – rzuca na koniec, po czym z premedytacją
odwracam się i wychodzę.
Moje
OdpowiedzUsuńCześć!
UsuńJak zwykle mam niezwykle niesamowite tępo.
Ta historia jest niesamowita. Aż brakuje mi słów, żeby to opisać. Z resztą, każda twoja historia taka jest. Bardzo lubię twoją twórczość :).
Rozdział wyszedł ci świetnie. <3
Przepraszam, że komentuję dopiero teraz i tak krótko.
Życzę weny i czekam na więcej!
Tule,
Shoshano.