Kiedyś
myślałam, że ludzie chodzą tak szybko, bo po prostu lubią, albo mają ważny
powód, aby gdzieś się nie spóźnić. Ale w tym zamku nie ma nawet gdzie się
spóźniać, więc dlaczego ona tak pędzi? To pytanie krząta się po mojej głowie,
zanim niemalże dobiegamy do drzwi, których widoku naprawdę nienawidzę. Schodząc
w dół, czuję chłodny powiew wilgoci i wspomnień na plecach. Lochy zamku nigdy
nie były moją ulubioną częścią tego miejsca, a ten zamek ma ich wiele. Wzdrygam
się nieprzyjemnie, ale nic nie mówię. Ufam, że Vera nie planuje żadnego
morderstwa ani nie knuje spisku, więc postanawiam nie zagłuszać jej skupienia
swoimi pytaniami. Pewnie i tak byłby bezsensowne, nie wiadomo, czy dostałabym
odpowiedź. Zachowanie Veronici trochę mnie przeraża. Ma twarz bladą jak ściana,
ale nie przestaje iść na przód.
Staram
się wytężyć słuch, ale nie mogę się skoncentrować, ponieważ nie sądziłam, że
będzie mi dane tu jeszcze wrócić. Od mojego pierwszego razu, nie pragnęłam tu
wcale wracać. Ciemne, kamienne ściany, kraty i wilgoć odbijająca się echem po
nich odrobinę mnie dołuje. Na górnych częściach ścian po bokach znajdują się
stare lampki, mające oświetlać to miejsce, ale nie wszystkim się to udaje. Co
kilkanaście metrów znajduje się jedna. Już drugi raz przechodzimy w ciemności,
jak pomyślę o tym, co może czaić się za tymi kratami. Ugh. Odwracam wzrok tak
szybko, jak potrafię. Widziałam wiele nieprzyjemnych miejsc, a to jest z
pewnością jedno z nich. Jednak, gdy byłam tu pierwszy raz, jeszcze nie wydawało
się tak mroczne i zapuszczone. Niechętnie dostrzegam pajęczyny wijące się w
kątach ścian. Oddycham płytko, ostrożnie, jakby coś zaraz miało na mnie
wyskoczyć. Poza tym bardzo staram się nie odbiegać od Ver dalej, niż na metr,
chociaż ona wcale się nie zatrzymuje, chyba nawet tylko przyspiesza.