Chyba
nigdy tak bardzo nie kusiło mnie ryzyko zranienia, czy poddania się ryzyku
zginięcia, jak w tym momencie. Odkąd wróciłam do swojej sypialni, siedzę na
parapecie, gapię się bezustannie w gwiazdy i nie potrafię ogarnąć tego
wszystkiego myślami. Gdzieś tam pewnie dalej odbywa się narada, w które nie
mogę uczestniczyć, pewnie z rozkazu Shane’a. ale to może lepiej, jeszcze więcej
informacji w końcu mnie zniszczy wewnętrznie. „Nie jest tu bezpieczna”. Kiedyś wydawało mi się, że to miejsce
jest jedynym, w którym ja i Lucas będziemy bezpieczni i nikt tego nie podważy.
Myliłam się. W jak wielu kwestiach myliłam się odnośnie swojego życia? Odnośnie
ludzi? Swoich przekonań? Mogę tylko błądzić między niewiadomymi i nigdy nie
znaleźć odpowiedzi. Męczy mnie to. pragnę stabilizacji, pewności, że nie mam
się o co martwić i w końcu mogę zapewnić brata, że już na pewno będzie dobrze.
Po
głowie krąży mi tak wiele myśli, nie mogę ich w żaden sposób opanować. Bawię się
palcami u rąk i mam ochotę zejść do lochów. Dowiedzieć się wszystkiego, co
tylko ten cały Crayne może ukrywać i jakoś się uspokoić. Gwiazdy ułożyły na
niebie niesamowite konstelacje, uwielbiam na nie patrzeć i zwykle przynosiły mi
ukojenie, ale nie tym razem. Byłam śledzona, przez nie wiadomo jak długi czas i
ktoś już raz niemalże opanował mój umysł. Nigdy nie będę bezpieczna i chyba
muszę się z tym pogodzić. Oddycham głęboko, opierając głowę o zimną ścianę.
Chciałabym, żeby to wszystko było łatwiejsze. Tylko tyle. Móc spokojnie
oddychać, bez obawy o to, czy ktoś w tym momencie nie próbuje się włamać do
zamku i z niewiadomych powodów – zabić mnie. Albo, co gorsza Lucasa.
Nagle
słyszę ciche pukanie do drzwi.
-
Proszę.