14.06.2018

19. List


Chyba nigdy tak bardzo nie kusiło mnie ryzyko zranienia, czy poddania się ryzyku zginięcia, jak w tym momencie. Odkąd wróciłam do swojej sypialni, siedzę na parapecie, gapię się bezustannie w gwiazdy i nie potrafię ogarnąć tego wszystkiego myślami. Gdzieś tam pewnie dalej odbywa się narada, w które nie mogę uczestniczyć, pewnie z rozkazu Shane’a. ale to może lepiej, jeszcze więcej informacji w końcu mnie zniszczy wewnętrznie. „Nie jest tu bezpieczna”. Kiedyś wydawało mi się, że to miejsce jest jedynym, w którym ja i Lucas będziemy bezpieczni i nikt tego nie podważy. Myliłam się. W jak wielu kwestiach myliłam się odnośnie swojego życia? Odnośnie ludzi? Swoich przekonań? Mogę tylko błądzić między niewiadomymi i nigdy nie znaleźć odpowiedzi. Męczy mnie to. pragnę stabilizacji, pewności, że nie mam się o co martwić i w końcu mogę zapewnić brata, że już na pewno będzie dobrze.
Po głowie krąży mi tak wiele myśli, nie mogę ich w żaden sposób opanować. Bawię się palcami u rąk i mam ochotę zejść do lochów. Dowiedzieć się wszystkiego, co tylko ten cały Crayne może ukrywać i jakoś się uspokoić. Gwiazdy ułożyły na niebie niesamowite konstelacje, uwielbiam na nie patrzeć i zwykle przynosiły mi ukojenie, ale nie tym razem. Byłam śledzona, przez nie wiadomo jak długi czas i ktoś już raz niemalże opanował mój umysł. Nigdy nie będę bezpieczna i chyba muszę się z tym pogodzić. Oddycham głęboko, opierając głowę o zimną ścianę. Chciałabym, żeby to wszystko było łatwiejsze. Tylko tyle. Móc spokojnie oddychać, bez obawy o to, czy ktoś w tym momencie nie próbuje się włamać do zamku i z niewiadomych powodów – zabić mnie. Albo, co gorsza Lucasa.
Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi.
- Proszę.
Klamka się przekręca, zza drzwi wychyla się sylwetka Alice. Nie wygląda na zbytnio zadowoloną, ale zawsze, gdy ją widzę, jest nieziemsko opanowana. Zanim zamyka za sobą drzwi, uśmiecha się delikatnie, jakby chciała dodać mi otuchy. Nie powiem, że pomogło, bo nie chcę kłamać. Chyba nic nie może mi pomóc w tym momencie i lepiej będzie, jeśli tak zostanie. Potrzebuję tego przybicia, tego chwilowego braku sił.
Alice podchodzi swobodnym krokiem do parapetu i gdy lekko przysuwam do siebie nogi, siada po jego drugiej stronie. Wygląda na zmartwioną.
- Wszystko w porządku? – pyta po chwili. – Słyszałam o tym zajściu w lochach.
- Już się rozeszło?
Dziewczyna kręci głową.
- Nie, byłam chwilę na zebraniu i wyłapałam co nieco. Z natury jestem troskliwa i trochę nadwrażliwa, więc chciałam się dowiedzieć, czy na pewno się trzymasz. Nie masz tu za lekko.
- Nigdy nie miałam lekko, Alice. Ale sobie poradzę, nie musisz się zamartwiać – zapewniam ją, chociaż nie wiem czy mój głos jest wystarczająco przekonujący. Blondynka nie przejmuje się zbytnio moim uspokajaniem, ponieważ z kieszeni białego fartucha – w którym pracuje jako uzdrowicielka – wyciąga kopertę.
Marszczę brwi.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że wszyscy chcemy ci pomóc? – zagaja, co jeszcze bardziej mnie intryguje. – Mam na myśli fakt, że może nie dostałaś się tutaj w najlepszych okolicznościach, ale w końcu zostałaś jedną z nas, a swoich się nie zostawia, ani nie okłamuje. Chronimy siebie nawzajem, pomagamy sobie i nawet Shane podzieliłby moje zdanie, chociaż zwykle najmniej się angażuje…
Przerywam jej, bo widzę, jak błądzi między słowami:
- Alice. – Chwytam jej dłoń, aby się uspokoiła. Od razu milknie. – Co się dzieje?
- Co tydzień lub dwa dochodzą do nas listy od bliskich albo sprawy pałacowe i technicznie to wszystkim zajmuje się jeden z naszych księgarzy, ale wybrałam się dzisiaj sprawdzić, czy jest coś do mnie albo Ruth. Thomas nigdy nie spieszy się z rozdawaniem poczty. Więc przeglądałam listy i znalazłam to. – Przekręca w dłoniach kopertę, jakby była czymś zakazanym. Mąci mi w głowie. – To do ciebie. Od jakiegoś Arthura… Wiem, że to ten chłopak, co pomógł ci wtedy w mieście, ale chcę cię prosić, żebyś była spokojna, cokolwiek tam będzie.
- Dlaczego jesteś taka przerażona tym, co może tam być? – pytam lekko zdziwiona.
Sama delikatnie się przestraszyłam tym, że list jest od Arthura i może znaczyć tak naprawdę wszystko. Może napisać, że wszystko jest w porządku i nie mam się czym martwić, albo oznajmić mi, że siedzi w więzieniu i potrzebuje pomocy, a wtedy nie mam pojęcia, co zrobię.
- Doszły mnie słuchy, że w mieście i miasteczkach panuje chaos. To nic nowego, ale Rayis planuje coś okrutnego. Nikt nie wie co, ale nawet straże są zaniepokojone. Już chwilę ci się przyglądam i wiem, że pewnie rzucisz się z pomocą przyjacielowi, chociaż to tutaj jest twoje życie i musisz o tym wiedzieć, Sophia.
Wzdycham cicho.
- Gdziekolwiek nie będę, nigdzie nie jestem bezpieczna.
Alice kręci głową.
- Tutaj na pewno jesteś bezpieczniejsza, niż gdziekolwiek indziej. Ten Crayne nie może ci nic zrobić, nie dopóki jest tu Shane.
Nie odpowiadam na to. Wiem, że Shane na pewno zareaguje, gdy coś będzie się działo, ale przecież nie mam do niego kompletnego zaufania. Chyba do nikogo go nie mam. Odwracam wzrok i patrzę na plac zamkowy, całkiem pusty i beznadziejny w nocy. Powtarzam sobie, że cokolwiek się stanie, cokolwiek Arthur mi napisał, muszę być silna, ale nie do końca wiem, jak to zrobić.
Alice podaje mi kopertę.
- Nie będę cię już męczyć, ale za chwilę skończy się narada i powinnaś porozmawiać z Shane’em albo Sethem, na pewno będą wiedzieli co teraz robić. Zobaczymy się rano.
Uśmiecham się blado, po czym odprowadzam ją wzrokiem do drzwi.


Droga Sophio,
Mam nadzieję, że bezpiecznie dotarłaś do domu i wszystko u Ciebie w porządku. Starałem się zatrzeć wszystkie ślady, poradziliście sobie świetnie. Jesteś niesamowita w tym, co robisz i musisz o tym zawsze pamiętać. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się jeszcze z Tobą zobaczyć i wysłać jakikolwiek list, więc robię to teraz, w ostatnim momencie spokoju w mieście, gdy wyjechałem na patrol do sąsiednich oddziałów.
Musisz wiedzieć, że pomimo wszelkich starań z mojej i Waszej strony, nie jesteś bezpieczna i nie wiem, czy kiedykolwiek będziesz. Gwardia wie o Twoim istnieniu, posiadają informacje o Twojej matce i o tym, że nie żyje. Sama widziałaś listy gończe z Twoją podobizną. Ktoś powiadomił Erica, że widziano Cię w granicach miasta i nie wygląda na to, że zamierzają odpuścić. Jesteś wyjątkowa i również ze względu na rodziców, Twoich przodków i Twoją krew, niebezpieczna. Oni chcą tego, co niebezpieczne, co mogłoby zagrozić i poradzić sobie, a także prezentować siłę. Nienawidzą jej. Nienawidzą Was, bo jesteście lepsi, silniejsi, dlatego pragną Was zniszczyć i dlatego od tylu lat musicie się ukrywać. Mówię w liczbie mnogiej, bo chociaż nigdy tego nie chciałaś, teraz jesteś jedną z nich. Musisz na siebie uważać. Zawsze. Biegnij, nigdy nie oglądaj się za siebie, o to Cię proszę.
A teraz, kiedy muszą już kończyć list, ponieważ wzywają mnie na zmianę warty… Daniel jest w więzieniu. Niełatwo mi to pisać, ponieważ powinienem siedzieć tam z nim i teraz myślę tylko o tym, jak go wydostać. Powodem wszystkiego jest to, że straże zarejestrowały, jak Nolay podawał Danielowi torbę z listem, które później na kontroli uznano za zaginięte, a za wszystko odpowiada Daniel. Gwardia myśli, że on coś wie na Twój temat i owszem, wie, dlatego siedzi cicho i też za Tobą tęskni. Żałował, że go nie było podczas Twoich odwiedzin, oby jednokrotnych. Będziesz teraz zła na siebie i wściekła, ale my sobie poradzimy, a Ty nie możesz się wychylać. List dostarczy mój zaufany przyjaciel, pewnie nawet go nie zobaczysz, ale błagam, nie wychylaj się – gdziekolwiek jesteś.
Daniel i ja sobie poradzimy, w końcu go ułaskawią bo nie mają powodów, by go trzymać, a pracy jest coraz więcej. To jest tylko kilka dni w lochach, gdy Ty się pokażesz, chodzić będzie o Twoje życie. Ponadto Gwardia coś planuje, coś dużego. Najbezpieczniejsza będziesz jak najdalej od miasta i obiecaj mi, że nie zbliżysz się do jego granic.

Trzymaj się,
Arthur



Bez zbytniego zastanawiania się podrywam się na proste nogi i niemalże trzaskam drzwiami zamykając je za sobą. Maszeruję prosto przez znany mi korytarz, uświadamiając sobie raz po raz, że jestem ścigana, chcą mnie zabić, a Daniel przeze mnie siedzi w więzieniu i nie wiem, jak bardzo cierpi. Poczucie winy wyżera resztki mojego zdrowego rozsądku do momentu, aż chce mi się wymiotować z nerwów.
Jednak, gdy pukam w drzwi staram się trzymać na prostych nogach i robię wszystko, by się uspokoić. Słyszę ciche zaproszenie, więc chwytam za klamkę i bez skrępowania wchodzę do środka. Shane siedzi przy biurku i przegląda jakąś księgę przy szklance napełnionej alkoholem. Jest środek nocy, dla wszystkich to był cholernie ciężki dzień. Już spokojniej zamykam za sobą drzwi i z listem w dłoni podchodzę do biurka, po czym rzucam go Shane’owi prawie pod nos. Unosi wzrok, jakby pytając, co ja właściwie robię.
- Co to jest?
- List. Od Arthura.
Shane zerka na kartkę papieru, po czym składa na trzy części, tak jak początkowo wyglądał i odkłada go na bok, jakby kompletnie nic nie znaczył. Unoszę brew w akcie zdziwienia jego zachowaniem. On tak nie robi.
- Ten list, którego miałaś nie zobaczyć? Kto ci go dał? – Ochrypnięty głos nie poprawia mi humoru, wydaje mi się, że cały czas ktoś mnie tu okłamuje. On właśnie to udowodnił.
- Dlaczego miałam go nie widzieć? Jest do mnie, chyba mam prawo kontaktować się z przyjaciółmi?
- Owszem, masz. I zgodzę się z tobą, jeśli po przeczytaniu tego, nie zapragnęłaś wyjechać i od razu pomóc Danielowi. Ponieważ obwiniasz się o wszystko, co się dzieje w mieście, nawet jeśli jesteś poszukiwana i zabiją cię, gdy zobaczą chociaż w odstępie pięciu kilometrów od granicy.
Odwracam wzrok ze złością. Shane wiedział, że tak będzie, dlatego nie dostałam listu od razu. Wiedział i wie do tej pory, że jestem na tyle popieprzona i na tyle potrafię zaryzykować. Stawiam ostrożne kroki, podchodząc do okna. Opieram wyprostowane ręce dłońmi o zimny parapet i oddycham głęboko.
- Wiedziałam, że to będzie ryzykowne, odwiedzanie Arthura i proszenie go o przysługę, ale nie zasłużyli na to i muszę im jakoś pomóc, Shane. Nie zasnę spokojnie, cały czas coś się dzieje przeze mnie. A Gwardia w końcu i tak mnie złapie, albo sama im się poddam, bo złapią kogoś, na kim mi zależy – mówię przerażona i zmęczona tym wszystkim.
Nie zauważam, kiedy Shane podbiega do mnie i zatrzymuje się za plecami, ale czuję jego uścisk na moim łokciu. Zmusza mnie, bym się odwróciła i spojrzała mu w oczy.
- Nigdy więcej tak nie mów – warczy.
- Przykro mi, ale taka jest prawda. Może ty ogarniasz całą tą szarą rzeczywistość i godzisz się na straty, ale ja straciłam już zbyt wiele na swoje życzenie. Nikt więcej przeze mnie nie zginie – decyduję.
- Twoja matka nie umarła przez ciebie – duka Shane, patrząc mi w oczy. Jednak gniew mnie nie opuszcza ani na sekundę. – Umarła, byś ty i Lucas mogli żyć. Kogoś na pewno by zabili, poszukują całą twoją rodzinę i to samo napisał ci Arthur. Przemyśl to. Nic nie poradzisz. Elizabeth dokonała w swoim życiu wielu wyborów i nie każdy był słuszny. Wyjawiła zbyt wiele nieodpowiednim osobom i przez to musisz uciekać. Córka Garetha i Elizabeth Varray, uzdolniona, nigdy nie będzie bezpieczna.
Nagle sobie coś uświadamiam.
- Ty czytałeś ten list od Arthura? Zanim ja to zrobiłam?
Shane odwraca wzrok. I teraz wiem. Zrobił to… bez mojej wiedzy, bez wiedzy nikogo, bo nikt poza nim nie ma aż takiej władzy i tak bardzo nie utrudnia mi życia. Mam ochotę go uderzyć, ale wiem, że to niewiele mi da. Właściwie nigdy nie mam nad nim przewagi i pewnie miała nie będę, ale nie pozwolę mu na to.
- Jak mogłeś… - syczę pod nosem, więc znów na mnie patrzy. Ale nie zauważam skruchy ani żalu, tego się spodziewałam. Ich braku. – Ostatni raz zrobiłeś coś takiego. Sama będę podejmować decyzje i sama będę za siebie odpowiadać. Dopóki Lucas jest tu bezpieczny i wiem, że tak pozostanie, zrobię co będę chciała i kiedy będę chciała. Nie zamierzam czekać na twoje decyzje, Shane. Nie możesz mnie okłamywać i liczyć, że dzięki temu się nie dowiem i będę bezpieczna. Nigdzie nie jestem bezpieczna, nawet tutaj. – Biorę głęboki oddech, przeczesuję włosy dłonią i odwracam wzrok. – Jeśli tylko zdecyduję, że chcę pomóc Danielowi, zrobię to i nawet nie będziesz wiedział, kiedy zniknęłam.
- Skończyłaś?
Chryste, jak ten człowiek mnie denerwuje. Obrzucam go wściekłym spojrzeniem. Dopija alkohol i nie zwracając uwagi na moją minę, odkłada szklankę na drewniany parapet za mną.
Nie odpowiadam.
- Świetnie. W takim razie niech do ciebie w końcu dotrze, że nigdzie się nie wybierasz, a ja ukryłem przed tobą list, bo wiedziałem, co będziesz chciała zrobić. I jeśli się nie uspokoisz; jeśli nie zrozumiesz, że nie opuścisz tego zamku sama ani dopóki jesteś poszukiwana, to raczej się nie dogadamy.
Spoglądam mu prosto w oczy. Kryje się w nich tyle tajemnic, tyle egoizmu, złości i kłamstw, ale odpędzają ode mnie strach i niepewność, która pojawia się w mroczniejszych momentach mojego życia. Rozumiem, że może ma powody do zmartwień, bo moje pomysły i masochistyczne odruchy są czasami lekkomyślne i głupie, ale robię to, co uważam za słuszne.
- Postaw się raz na moim miejscu, Shane – proszę go półgłosem. – Nie chcę, by ktokolwiek przeze mnie cierpiał, i musisz to zrozumieć. Wszyscy musicie.
- Nawet jeśli przez to sama siebie narażasz na pewną śmierć? – syczy wściekle. – Daniel jest tylko w więzieniu, nic mu nie zrobią za głupią torbę jakiegoś zmarłego chłopaka. Pewnie jest już na wolności, bo nie wiesz, jak długo list był w drodze. A pokazując się w mieście albo na jego granicach, ryzykujesz śmierć. Wciąż nie wiemy, jak wiele Gwardia o Tobie wie… Dominic zebrał ludzi i robią zwiady w okolicach zamku, bo nie tylko ty jesteś zagrożona, ale my wszyscy. Jeśli ktoś dowie się o tym miejscu, będziemy musieli walczyć albo uciekać.
Momentalnie przed oczami pojawia mi się obraz nas wszystkich walczących i uciekających przed gwardią niosącą śmierć, pragnącą tylko nas wszystkich wyłapać i pozamykać jak zwierzęta w klatkach, albo po prostu wyrżnąć na śmierć. Wyobrażam sobie mojego brata znów uciekającego przed zamachem na życie. kręcę głową, odrzucając wszelkie krwawe obrazy nieistniejącej jeszcze przyszłości.
- Nikt nie będzie uciekał. Ani walczył.
Shane krzywi się ze zniesmaczeniem i wzrok z podłogi przenosi na mnie, delikatnym i powolnym ruchem zakłada kosmyk moich ciemnych włosów za ucho. Niemalże słyszę jak wzdycha zmęczony.
- W końcu nastąpi albo jedno, albo drugie. Musimy być gotowi – oświadcza, jakby nie było innego wyboru. Jakby w ogóle nie było wyboru. Jakby nasze życie było skazane tylko na walkę przeciw wszystkiemu. – Ty również. A co za tym idzie, nie możesz opuścić pałacu. Zrozumiałaś? Mam wystarczająco spraw na głowie, nie dokładaj mi zmartwień przez swoje masochistyczne pobudki, okay?
Uśmiecham się blado, uświadamiając sobie fakt, iż on naprawdę się martwi. Nie wiem dlaczego tak podnosi mnie to na duchu. Dopiero byłam wściekła, teraz panuje nade mną błogi spokój, przyjemne uczucie gdzieś w głębi mnie i wertujący mnie na wskroś baczny wzrok Shane’a.
- Nie musisz się martwić. Jestem dużą dziewczynką – zapewniam z wiarą w swoje słowa.
- To nie jest takie proste, jak się wydaje. – Urywa na chwilę, po czym odsuwa się ode mnie. – Idź się przespać i nie myśl za dużo.
Kiwam głową, zgadzając się z nim. Zdecydowanie potrzebuję snu, ale czuję też, że za każdym razem, gdy Shane zbliża się do mnie i chyba oboje czujemy się z tym dobrze, nagle wkracza jakaś bariera, której on nie przekracza i automatycznie ucieka, by nie ponieść konsekwencji. Ignoruję to wszystko, odrzucenie uczuć (tak, jak robi to on) jest łatwiejsze.
- Do jutra.
- Do jutra – odpowiadam, zamykając za sobą drzwi. 


4 komentarze:

  1. hej!
    wiem, że to może wydać się dziwne, bo nie byłam na bloggerze od lat, ale.. znalazłam dzisiaj twojego bloga! mimo, że szukanie wcale nie było łatwe, przychodzę z pytaniem!
    Mimo, że najpewniej mnie już nie pamiętasz (ah) chciałam zapytać - tworzysz może jeszcze te cudowne szablony na blogi? niestety wiem, że wasz blog z szablonami jest zawieszony, ale postanowiłam zapytać tutaj, bo nie mam nic do stracenia :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      No niestety już nie tworzę szablonów, gdyż zwyczajnie nie mam na to czasu, pewnie trochę wyszłam z wprawy przez te wszystkie miesiące i nie zajmuję się już tym.
      Chętnie bym pomogła, ale niestety raczej już do tego nie wrócę ;/
      Trzymam kciuki, żebyś coś znalazła! ;*

      Pozdrawiam,
      Cherry x

      Usuń
  2. Chciałabym napisać jakiś turbo świetny komentarz, serio. Ale zwyczajnie nie mam na to siły, więc albo wrócę, albo postaram się bardziej pod następnym.

    A teraz napiszę tylko, że mi się bardzo podoba, także no.
    Chociaż coś ;))

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Mrs Black dla Wioski Szablonów | Credit: X