Chyba
nigdy tak bardzo nie kusiło mnie ryzyko zranienia, czy poddania się ryzyku
zginięcia, jak w tym momencie. Odkąd wróciłam do swojej sypialni, siedzę na
parapecie, gapię się bezustannie w gwiazdy i nie potrafię ogarnąć tego
wszystkiego myślami. Gdzieś tam pewnie dalej odbywa się narada, w które nie
mogę uczestniczyć, pewnie z rozkazu Shane’a. ale to może lepiej, jeszcze więcej
informacji w końcu mnie zniszczy wewnętrznie. „Nie jest tu bezpieczna”. Kiedyś wydawało mi się, że to miejsce
jest jedynym, w którym ja i Lucas będziemy bezpieczni i nikt tego nie podważy.
Myliłam się. W jak wielu kwestiach myliłam się odnośnie swojego życia? Odnośnie
ludzi? Swoich przekonań? Mogę tylko błądzić między niewiadomymi i nigdy nie
znaleźć odpowiedzi. Męczy mnie to. pragnę stabilizacji, pewności, że nie mam
się o co martwić i w końcu mogę zapewnić brata, że już na pewno będzie dobrze.
Po
głowie krąży mi tak wiele myśli, nie mogę ich w żaden sposób opanować. Bawię się
palcami u rąk i mam ochotę zejść do lochów. Dowiedzieć się wszystkiego, co
tylko ten cały Crayne może ukrywać i jakoś się uspokoić. Gwiazdy ułożyły na
niebie niesamowite konstelacje, uwielbiam na nie patrzeć i zwykle przynosiły mi
ukojenie, ale nie tym razem. Byłam śledzona, przez nie wiadomo jak długi czas i
ktoś już raz niemalże opanował mój umysł. Nigdy nie będę bezpieczna i chyba
muszę się z tym pogodzić. Oddycham głęboko, opierając głowę o zimną ścianę.
Chciałabym, żeby to wszystko było łatwiejsze. Tylko tyle. Móc spokojnie
oddychać, bez obawy o to, czy ktoś w tym momencie nie próbuje się włamać do
zamku i z niewiadomych powodów – zabić mnie. Albo, co gorsza Lucasa.
Nagle
słyszę ciche pukanie do drzwi.
Klamka
się przekręca, zza drzwi wychyla się sylwetka Alice. Nie wygląda na zbytnio
zadowoloną, ale zawsze, gdy ją widzę, jest nieziemsko opanowana. Zanim zamyka
za sobą drzwi, uśmiecha się delikatnie, jakby chciała dodać mi otuchy. Nie
powiem, że pomogło, bo nie chcę kłamać. Chyba nic nie może mi pomóc w tym
momencie i lepiej będzie, jeśli tak zostanie. Potrzebuję tego przybicia, tego
chwilowego braku sił.
Alice
podchodzi swobodnym krokiem do parapetu i gdy lekko przysuwam do siebie nogi,
siada po jego drugiej stronie. Wygląda na zmartwioną.
-
Wszystko w porządku? – pyta po chwili. – Słyszałam o tym zajściu w lochach.
-
Już się rozeszło?
Dziewczyna
kręci głową.
-
Nie, byłam chwilę na zebraniu i wyłapałam co nieco. Z natury jestem troskliwa i
trochę nadwrażliwa, więc chciałam się dowiedzieć, czy na pewno się trzymasz.
Nie masz tu za lekko.
-
Nigdy nie miałam lekko, Alice. Ale sobie poradzę, nie musisz się zamartwiać –
zapewniam ją, chociaż nie wiem czy mój głos jest wystarczająco przekonujący.
Blondynka nie przejmuje się zbytnio moim uspokajaniem, ponieważ z kieszeni
białego fartucha – w którym pracuje jako uzdrowicielka – wyciąga kopertę.
Marszczę
brwi.
-
Zdajesz sobie sprawę z tego, że wszyscy chcemy ci pomóc? – zagaja, co jeszcze
bardziej mnie intryguje. – Mam na myśli fakt, że może nie dostałaś się tutaj w
najlepszych okolicznościach, ale w końcu zostałaś jedną z nas, a swoich się nie
zostawia, ani nie okłamuje. Chronimy siebie nawzajem, pomagamy sobie i nawet
Shane podzieliłby moje zdanie, chociaż zwykle najmniej się angażuje…
Przerywam
jej, bo widzę, jak błądzi między słowami:
-
Alice. – Chwytam jej dłoń, aby się uspokoiła. Od razu milknie. – Co się dzieje?
- Co
tydzień lub dwa dochodzą do nas listy od bliskich albo sprawy pałacowe i
technicznie to wszystkim zajmuje się jeden z naszych księgarzy, ale wybrałam
się dzisiaj sprawdzić, czy jest coś do mnie albo Ruth. Thomas nigdy nie spieszy
się z rozdawaniem poczty. Więc przeglądałam listy i znalazłam to. – Przekręca w
dłoniach kopertę, jakby była czymś zakazanym. Mąci mi w głowie. – To do ciebie.
Od jakiegoś Arthura… Wiem, że to ten chłopak, co pomógł ci wtedy w mieście, ale
chcę cię prosić, żebyś była spokojna, cokolwiek tam będzie.
-
Dlaczego jesteś taka przerażona tym, co może tam być? – pytam lekko zdziwiona.
Sama
delikatnie się przestraszyłam tym, że list jest od Arthura i może znaczyć tak
naprawdę wszystko. Może napisać, że wszystko jest w porządku i nie mam się czym
martwić, albo oznajmić mi, że siedzi w więzieniu i potrzebuje pomocy, a wtedy
nie mam pojęcia, co zrobię.
-
Doszły mnie słuchy, że w mieście i miasteczkach panuje chaos. To nic nowego,
ale Rayis planuje coś okrutnego. Nikt nie wie co, ale nawet straże są
zaniepokojone. Już chwilę ci się przyglądam i wiem, że pewnie rzucisz się z
pomocą przyjacielowi, chociaż to tutaj jest twoje życie i musisz o tym
wiedzieć, Sophia.
Wzdycham
cicho.
-
Gdziekolwiek nie będę, nigdzie nie jestem bezpieczna.
Alice
kręci głową.
-
Tutaj na pewno jesteś bezpieczniejsza, niż gdziekolwiek indziej. Ten Crayne nie
może ci nic zrobić, nie dopóki jest tu Shane.
Nie
odpowiadam na to. Wiem, że Shane na pewno zareaguje, gdy coś będzie się działo,
ale przecież nie mam do niego kompletnego zaufania. Chyba do nikogo go nie mam.
Odwracam wzrok i patrzę na plac zamkowy, całkiem pusty i beznadziejny w nocy.
Powtarzam sobie, że cokolwiek się stanie, cokolwiek Arthur mi napisał, muszę
być silna, ale nie do końca wiem, jak to zrobić.
Alice
podaje mi kopertę.
-
Nie będę cię już męczyć, ale za chwilę skończy się narada i powinnaś
porozmawiać z Shane’em albo Sethem, na pewno będą wiedzieli co teraz robić.
Zobaczymy się rano.
Uśmiecham
się blado, po czym odprowadzam ją wzrokiem do drzwi.
Droga Sophio,
Mam nadzieję, że bezpiecznie dotarłaś
do domu i wszystko u Ciebie w porządku. Starałem się zatrzeć wszystkie ślady,
poradziliście sobie świetnie. Jesteś niesamowita w tym, co robisz i musisz o
tym zawsze pamiętać. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się jeszcze z Tobą
zobaczyć i wysłać jakikolwiek list, więc robię to teraz, w ostatnim momencie
spokoju w mieście, gdy wyjechałem na patrol do sąsiednich oddziałów.
Musisz wiedzieć, że pomimo wszelkich
starań z mojej i Waszej strony, nie jesteś bezpieczna i nie wiem, czy
kiedykolwiek będziesz. Gwardia wie o Twoim istnieniu, posiadają informacje o
Twojej matce i o tym, że nie żyje. Sama widziałaś listy gończe z Twoją
podobizną. Ktoś powiadomił Erica, że widziano Cię w granicach miasta i nie
wygląda na to, że zamierzają odpuścić. Jesteś wyjątkowa i również ze względu na
rodziców, Twoich przodków i Twoją krew, niebezpieczna. Oni chcą tego, co
niebezpieczne, co mogłoby zagrozić i poradzić sobie, a także prezentować siłę.
Nienawidzą jej. Nienawidzą Was, bo jesteście lepsi, silniejsi, dlatego pragną
Was zniszczyć i dlatego od tylu lat musicie się ukrywać. Mówię w liczbie
mnogiej, bo chociaż nigdy tego nie chciałaś, teraz jesteś jedną z nich. Musisz
na siebie uważać. Zawsze. Biegnij, nigdy nie oglądaj się za siebie, o to Cię
proszę.
A teraz, kiedy muszą już kończyć list,
ponieważ wzywają mnie na zmianę warty… Daniel jest w więzieniu. Niełatwo mi to
pisać, ponieważ powinienem siedzieć tam z nim i teraz myślę tylko o tym, jak go
wydostać. Powodem wszystkiego jest to, że straże zarejestrowały, jak Nolay
podawał Danielowi torbę z listem, które później na kontroli uznano za zaginięte,
a za wszystko odpowiada Daniel. Gwardia myśli, że on coś wie na Twój temat i
owszem, wie, dlatego siedzi cicho i też za Tobą tęskni. Żałował, że go nie było
podczas Twoich odwiedzin, oby jednokrotnych. Będziesz teraz zła na siebie i
wściekła, ale my sobie poradzimy, a Ty nie możesz się wychylać. List dostarczy
mój zaufany przyjaciel, pewnie nawet go nie zobaczysz, ale błagam, nie wychylaj
się – gdziekolwiek jesteś.
Daniel i ja sobie poradzimy, w końcu go
ułaskawią bo nie mają powodów, by go trzymać, a pracy jest coraz więcej. To
jest tylko kilka dni w lochach, gdy Ty się pokażesz, chodzić będzie o Twoje
życie. Ponadto Gwardia coś planuje, coś dużego. Najbezpieczniejsza będziesz jak
najdalej od miasta i obiecaj mi, że nie zbliżysz się do jego granic.
Trzymaj się,
Arthur
Bez
zbytniego zastanawiania się podrywam się na proste nogi i niemalże trzaskam
drzwiami zamykając je za sobą. Maszeruję prosto przez znany mi korytarz,
uświadamiając sobie raz po raz, że jestem ścigana, chcą mnie zabić, a Daniel przeze
mnie siedzi w więzieniu i nie wiem, jak bardzo cierpi. Poczucie winy wyżera
resztki mojego zdrowego rozsądku do momentu, aż chce mi się wymiotować z
nerwów.
Jednak,
gdy pukam w drzwi staram się trzymać na prostych nogach i robię wszystko, by
się uspokoić. Słyszę ciche zaproszenie, więc chwytam za klamkę i bez
skrępowania wchodzę do środka. Shane siedzi przy biurku i przegląda jakąś
księgę przy szklance napełnionej alkoholem. Jest środek nocy, dla wszystkich to
był cholernie ciężki dzień. Już spokojniej zamykam za sobą drzwi i z listem w
dłoni podchodzę do biurka, po czym rzucam go Shane’owi prawie pod nos. Unosi
wzrok, jakby pytając, co ja właściwie robię.
- Co
to jest?
-
List. Od Arthura.
Shane
zerka na kartkę papieru, po czym składa na trzy części, tak jak początkowo
wyglądał i odkłada go na bok, jakby kompletnie nic nie znaczył. Unoszę brew w
akcie zdziwienia jego zachowaniem. On tak nie robi.
-
Ten list, którego miałaś nie zobaczyć? Kto ci go dał? – Ochrypnięty głos nie
poprawia mi humoru, wydaje mi się, że cały czas ktoś mnie tu okłamuje. On
właśnie to udowodnił.
-
Dlaczego miałam go nie widzieć? Jest do mnie, chyba mam prawo kontaktować się z
przyjaciółmi?
-
Owszem, masz. I zgodzę się z tobą, jeśli po przeczytaniu tego, nie zapragnęłaś
wyjechać i od razu pomóc Danielowi. Ponieważ obwiniasz się o wszystko, co się
dzieje w mieście, nawet jeśli jesteś poszukiwana i zabiją cię, gdy zobaczą
chociaż w odstępie pięciu kilometrów od granicy.
Odwracam
wzrok ze złością. Shane wiedział, że tak będzie, dlatego nie dostałam listu od
razu. Wiedział i wie do tej pory, że jestem na tyle popieprzona i na tyle
potrafię zaryzykować. Stawiam ostrożne kroki, podchodząc do okna. Opieram
wyprostowane ręce dłońmi o zimny parapet i oddycham głęboko.
-
Wiedziałam, że to będzie ryzykowne, odwiedzanie Arthura i proszenie go o
przysługę, ale nie zasłużyli na to i muszę im jakoś pomóc, Shane. Nie zasnę
spokojnie, cały czas coś się dzieje przeze mnie. A Gwardia w końcu i tak mnie
złapie, albo sama im się poddam, bo złapią kogoś, na kim mi zależy – mówię
przerażona i zmęczona tym wszystkim.
Nie
zauważam, kiedy Shane podbiega do mnie i zatrzymuje się za plecami, ale czuję
jego uścisk na moim łokciu. Zmusza mnie, bym się odwróciła i spojrzała mu w
oczy.
-
Nigdy więcej tak nie mów – warczy.
-
Przykro mi, ale taka jest prawda. Może ty ogarniasz całą tą szarą rzeczywistość
i godzisz się na straty, ale ja straciłam już zbyt wiele na swoje życzenie.
Nikt więcej przeze mnie nie zginie – decyduję.
-
Twoja matka nie umarła przez ciebie – duka Shane, patrząc mi w oczy. Jednak
gniew mnie nie opuszcza ani na sekundę. – Umarła, byś ty i Lucas mogli żyć.
Kogoś na pewno by zabili, poszukują całą twoją rodzinę i to samo napisał ci
Arthur. Przemyśl to. Nic nie poradzisz. Elizabeth dokonała w swoim życiu wielu
wyborów i nie każdy był słuszny. Wyjawiła zbyt wiele nieodpowiednim osobom i
przez to musisz uciekać. Córka Garetha i Elizabeth Varray, uzdolniona, nigdy
nie będzie bezpieczna.
Nagle
sobie coś uświadamiam.
- Ty
czytałeś ten list od Arthura? Zanim ja to zrobiłam?
Shane
odwraca wzrok. I teraz wiem. Zrobił to… bez mojej wiedzy, bez wiedzy nikogo, bo
nikt poza nim nie ma aż takiej władzy i tak bardzo nie utrudnia mi życia. Mam
ochotę go uderzyć, ale wiem, że to niewiele mi da. Właściwie nigdy nie mam nad
nim przewagi i pewnie miała nie będę, ale nie pozwolę mu na to.
-
Jak mogłeś… - syczę pod nosem, więc znów na mnie patrzy. Ale nie zauważam
skruchy ani żalu, tego się spodziewałam. Ich braku. – Ostatni raz zrobiłeś coś
takiego. Sama będę podejmować decyzje i sama będę za siebie odpowiadać. Dopóki
Lucas jest tu bezpieczny i wiem, że tak pozostanie, zrobię co będę chciała i
kiedy będę chciała. Nie zamierzam czekać na twoje decyzje, Shane. Nie możesz
mnie okłamywać i liczyć, że dzięki temu się nie dowiem i będę bezpieczna.
Nigdzie nie jestem bezpieczna, nawet tutaj. – Biorę głęboki oddech, przeczesuję
włosy dłonią i odwracam wzrok. – Jeśli tylko zdecyduję, że chcę pomóc
Danielowi, zrobię to i nawet nie będziesz wiedział, kiedy zniknęłam.
-
Skończyłaś?
Chryste,
jak ten człowiek mnie denerwuje. Obrzucam go wściekłym spojrzeniem. Dopija
alkohol i nie zwracając uwagi na moją minę, odkłada szklankę na drewniany
parapet za mną.
Nie
odpowiadam.
-
Świetnie. W takim razie niech do ciebie w końcu dotrze, że nigdzie się nie
wybierasz, a ja ukryłem przed tobą list, bo wiedziałem, co będziesz chciała
zrobić. I jeśli się nie uspokoisz; jeśli nie zrozumiesz, że nie opuścisz tego
zamku sama ani dopóki jesteś poszukiwana, to raczej się nie dogadamy.
Spoglądam
mu prosto w oczy. Kryje się w nich tyle tajemnic, tyle egoizmu, złości i
kłamstw, ale odpędzają ode mnie strach i niepewność, która pojawia się w
mroczniejszych momentach mojego życia. Rozumiem, że może ma powody do
zmartwień, bo moje pomysły i masochistyczne odruchy są czasami lekkomyślne i
głupie, ale robię to, co uważam za słuszne.
-
Postaw się raz na moim miejscu, Shane – proszę go półgłosem. – Nie chcę, by
ktokolwiek przeze mnie cierpiał, i musisz to zrozumieć. Wszyscy musicie.
-
Nawet jeśli przez to sama siebie narażasz na pewną śmierć? – syczy wściekle. –
Daniel jest tylko w więzieniu, nic mu nie zrobią za głupią torbę jakiegoś
zmarłego chłopaka. Pewnie jest już na wolności, bo nie wiesz, jak długo list
był w drodze. A pokazując się w mieście albo na jego granicach, ryzykujesz
śmierć. Wciąż nie wiemy, jak wiele Gwardia o Tobie wie… Dominic zebrał ludzi i
robią zwiady w okolicach zamku, bo nie tylko ty jesteś zagrożona, ale my
wszyscy. Jeśli ktoś dowie się o tym miejscu, będziemy musieli walczyć albo
uciekać.
Momentalnie
przed oczami pojawia mi się obraz nas wszystkich walczących i uciekających
przed gwardią niosącą śmierć, pragnącą tylko nas wszystkich wyłapać i pozamykać
jak zwierzęta w klatkach, albo po prostu wyrżnąć na śmierć. Wyobrażam sobie
mojego brata znów uciekającego przed zamachem na życie. kręcę głową, odrzucając
wszelkie krwawe obrazy nieistniejącej jeszcze przyszłości.
-
Nikt nie będzie uciekał. Ani walczył.
Shane
krzywi się ze zniesmaczeniem i wzrok z podłogi przenosi na mnie, delikatnym i
powolnym ruchem zakłada kosmyk moich ciemnych włosów za ucho. Niemalże słyszę
jak wzdycha zmęczony.
- W
końcu nastąpi albo jedno, albo drugie. Musimy być gotowi – oświadcza, jakby nie
było innego wyboru. Jakby w ogóle nie było wyboru. Jakby nasze życie było
skazane tylko na walkę przeciw wszystkiemu. – Ty również. A co za tym idzie,
nie możesz opuścić pałacu. Zrozumiałaś? Mam wystarczająco spraw na głowie, nie
dokładaj mi zmartwień przez swoje masochistyczne pobudki, okay?
Uśmiecham
się blado, uświadamiając sobie fakt, iż on naprawdę się martwi. Nie wiem
dlaczego tak podnosi mnie to na duchu. Dopiero byłam wściekła, teraz panuje
nade mną błogi spokój, przyjemne uczucie gdzieś w głębi mnie i wertujący mnie
na wskroś baczny wzrok Shane’a.
-
Nie musisz się martwić. Jestem dużą dziewczynką – zapewniam z wiarą w swoje
słowa.
- To
nie jest takie proste, jak się wydaje. – Urywa na chwilę, po czym odsuwa się
ode mnie. – Idź się przespać i nie myśl za dużo.
Kiwam
głową, zgadzając się z nim. Zdecydowanie potrzebuję snu , ale czuję też, że za każdym razem, gdy Shane zbliża się do mnie i chyba oboje czujemy się z tym dobrze, nagle wkracza jakaś bariera, której on nie przekracza i automatycznie ucieka, by nie ponieść konsekwencji. Ignoruję to wszystko, odrzucenie uczuć (tak, jak robi to on) jest łatwiejsze.
- Do
jutra.
- Do
jutra – odpowiadam, zamykając za sobą drzwi.
<3
OdpowiedzUsuńhej!
OdpowiedzUsuńwiem, że to może wydać się dziwne, bo nie byłam na bloggerze od lat, ale.. znalazłam dzisiaj twojego bloga! mimo, że szukanie wcale nie było łatwe, przychodzę z pytaniem!
Mimo, że najpewniej mnie już nie pamiętasz (ah) chciałam zapytać - tworzysz może jeszcze te cudowne szablony na blogi? niestety wiem, że wasz blog z szablonami jest zawieszony, ale postanowiłam zapytać tutaj, bo nie mam nic do stracenia :(
Hej!
UsuńNo niestety już nie tworzę szablonów, gdyż zwyczajnie nie mam na to czasu, pewnie trochę wyszłam z wprawy przez te wszystkie miesiące i nie zajmuję się już tym.
Chętnie bym pomogła, ale niestety raczej już do tego nie wrócę ;/
Trzymam kciuki, żebyś coś znalazła! ;*
Pozdrawiam,
Cherry x
Chciałabym napisać jakiś turbo świetny komentarz, serio. Ale zwyczajnie nie mam na to siły, więc albo wrócę, albo postaram się bardziej pod następnym.
OdpowiedzUsuńA teraz napiszę tylko, że mi się bardzo podoba, także no.
Chociaż coś ;))