Pokój
Shane’a jest chyba najbardziej wysuniętym na południe miejscem w zamku, co
znaczy, że praktycznie nikt oprócz niego się tam nie zapuszcza. Ten teren jest
po prostu… niemalże pusty. Chwilę mi zajmuje odnalezienie tej akurat sypialni,
ale udaje mi się. Drzwi są otwarte więc bez zastanowienia zatrzymuję się w
progu, gdy zauważam go obok łóżka, przebierającego koszulkę. Powinnam poczuć
się inaczej, niż normalnie? Cóż, może powinno to wzbudzać we mnie trochę
zakłopotania? Wtargnęłam tu podczas jego przebierania. Ale muszę przyznać,
widok jest niecodzienny, chyba przyjemny.
Zauważa
mnie, gdy mu się przyglądam w ciszy, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy.
Przynajmniej mam nadzieję, że udaje mi się go zachować.
-
Sophia – wymawia to unosząc brew, jakby kompletnie się mnie nie spodziewał.
Może faktycznie… nie sposób przewidzieć, co akurat wpadnie mi do głowy.
Krzyżuję
ręce na klatce piersiowej.
-
Przeszkadzam?
Wzrusza
ramionami, po czym zakłada na siebie czarną koszulkę.
Wychodzi
gdzieś? Trwa noc. Noc zaćmienia.
-
Zależy czego chcesz.
-
Pogadać – mruczę pod nosem, ale pewna siebie. – Chyba, że…
-
Nie, nie – oponuje, widząc moje zawahanie. – W porządku. Znajdę chwilę.
Odbijam
się więc od framugi i pochodzę do niego, kiedy stoi nieruchomo, obserwują moje
poczynania. Chyba przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze jest taki czujny i
nieufny. Też taka jestem. Nieufna. To zdecydowanie jest moją największą zaletą
lub wadą. Trudno stwierdzić.
Znajdując
się bliżej chłopaka, wyczuwam zapach lasu i pięknie pachnącego mydła
zmieszanego z jakimiś… perfumami? Nie wiem, ale ta mieszanka jest zabójcza.
Zastanawia mnie, czy można po prostu tracić zmysły czując zapach męskich
perfum. To ciekawe, ale zawsze je lubiłam. Nawet bardzo. Bardziej niż damskie.
Niestety tutaj perfumy to dosyć abstrakcyjna rzecz, nie każdego na nie stać i
nie każdy ich używa z wyboru lub nie, ale bracia Black nie oszczędzają na
oszałamiających perfumach.
-
Słuchaj, właściwie… - Unoszę głowę, przy okazji wzrok na jego twarz. Zachowuje
stoicki spokój, co pozwala mi po prostu mówić. Nie lubię, gdy ktoś mi przerywa.
– Właściwie, to chciałam ci podziękować.
-
Podziękować? – dziwi się.
-
Uratowałeś mi życie – przypominam mu z frustracją.
Nie
łatwo przychodzi mi coś takiego, zwłaszcza z takimi osobami jak on – tylko
utrudnia sprawę.
- No
tak. – Unosi podbródek, patrzy na mnie niemalże demonicznie, protekcjonalnie.
Mogłabym przysiąc, że po jego ustach przebiegł cień uśmiechu. A może mi się
tylko wydaje? – Nie ma za co. Rozumiem.
Unoszę
brew.
- Co
rozumiesz?
Odchodzi
powoli, zbliża się do okna i opiera dłonie o parapet.
-
Twój strach.
-
Nie boję się – zaczynam od razu, jakby odruchowo. Samoobrona to mój odruch,
chyba jak u każdego. Shane zerka na mnie zza pleców. – Po prostu to trochę
sporo informacji, jak na jedną noc. Mogę mieć w sobie coś… demonicznego. Shane,
to nie jest zabawne – dodaję, kiedy zauważam jak dziwnie uśmiecha się pod
nosem.
Odpycha
się od parapetu.
-
Owszem, jest. Zawsze to mnie uważałaś za potwora.
- Ja
nie…
Chcę
mu to wyperswadować, ale jakoś mi ciężko. Poza tym ten spoczywający teraz na
mnie wzrok podpowiada mi, iż nie warto nawet zaczynać, a on zna prawdę.
-
Nie musisz mnie okłamywać – stwierdza po chwili, ale w jego spojrzeniu nie ma
złości, o dziwo. – Jesteś tu nowa i jest ci trudno, teraz Izaak nagle
stwierdza, że możesz mieć w sobie coś demonicznego, a i coś chciało cię zabić.
Potrafię zrozumieć, że nie wiesz, jak to przyjąć i powiedzieć Lucasowi, ale…
Nie wiem, dlaczego sądziłaś, że pozwoliłbym ci spaść.
-
Nie stwierdziłam tak – zaprzeczam od razu. – Ale trudno cię przejrzeć.
- I
vice versa.
Uśmiecham
się smutno, siadam na jego łóżku i opadam na plecy.
Chyba
jestem zmęczona. Godzinę temu Izaak wyjawił mi prawdę, albo kłamstwo… sama nie
wiem w co wierzyć.
-
Shane?
Gapię
się w sufit.
-
Hm? – Słyszę jak podchodzi bo jakiejś szafki i stuka szkłem o szkło. Leje się
alkohol. Czy on wszędzie ma alkohol? No dobra, też chciałabym się napić na jego
miejscu. Na swoim też. To był ciężki dzień.
- Co
teraz ze mną będzie?
- A
co ma być? – pyta, jakby nie rozumiał, do czego dążę.
Chwilkę
później siada na łóżku, niedaleko mnie.
- No
nie wiem. Chyba nie wiem, co się stanie i jak temu zapobiec.
Shane
kręci głową.
-
Jeszcze nie wiesz, co się z tobą dzieje, a już chcesz temu zapobiegać? – Unosi brew.
– Może to nic złego? Póki co, powinnaś się martwić tylko o to nad urwiskiem,
ale tutaj jesteś bezpieczna. Więc się uspokój, Sophia. Rano będzie tu Robin i
Seth, na pewno coś wykombinują.
Przewracam
się na bok i spoglądam na czarnowłosego, który właśnie upija łyk alkoholu.
-
Jak ty to robisz? – Unosi brew. – Jesteś taki spokojny.
-
Uważam, że nie ma rzeczy, z którą nie można wygrać albo dać sobie rady. Twarda
z ciebie dziewczynka, poradzisz sobie.
-
Uważaj – ostrzegam. – Możesz się bardzo pomylić.
-
Nie dramatyzuj.
Przestaję
się odzywać, a Black mi na to pozwala. Po prostu leżę i patrzę na białą kołdrę.
A co, jeśli faktycznie to nic złego? Może faktycznie dramatyzuję, a tak
naprawdę moje wybudzone umiejętności to tylko dar? Może to nic, co będzie
komukolwiek zagrażać?
Ale z
drugiej strony… Nie, chyba nie mam siły już dzisiaj się martwić. Nie potrafię
sobie wyobrazić, że mogłabym być zagrożeniem dla Lucasa, albo Robin. Są tacy
bezbronni. I są moją rodziną. Z Robin może nie łączą mnie więzy krwi, ale…
zawsze była ważna. Z czasem ludzie po prostu stają się ważni, a najlepszym
przykładem na to jest Seth, Veronica i cała reszta, włącznie z Shane’em,
chociaż był na pierwszym miejscu mojej czarnej
listy. Myślę, że tym, jak uratował mi życie, wzbudził cień zaufania.
W
każdym razie podejmuję pewną decyzję.
-
Chcę, żebyś uczył mojego brata samoobrony – mówię, nie patrząc na chłopaka.
-
Co?
Podnoszę
się wsparta na rękach i patrzę na niego, a moje włosy przelewają się z jednej
strony pleców na drugą. Wygląda na zdziwionego, w pewnym sensie… Sama jestem
zdziwiona.
-
Dopiero twierdziłaś, że mi nie ufasz – zauważa szybko.
Wzruszam
ramionami.
- Bo
nie ufam. – Shane mruży oczy. – Ale nie mogę pozwolić, żeby coś mu się stało,
jeżeli ja nie będę mogła go obronić, albo mu pomóc. Nie wiemy tak naprawdę z
czym wiąże się krew demona. Jeśli coś się wydarzy, chcę, żeby potrafił się
chociaż sam obronić. Nie wiadomo też, czy obudzą się w nim jakieś umiejętności
i czy w ogóle bym tego dla niego chciała. Dlatego, chociaż w tej sprawie
spróbuję ci zaufać.
-
Uratowanie ci życia to za mało na zaufanie?
Przewracam
oczami.
-
Nie jestem ufna z natury. Teraz mnie uratowałeś, ale przy następnej okazji
możesz sam zepchnąć mnie z klifu.
Ta teoria
bawi Shane’a.
-
Ciekawe masz podejście do ludzi.
-
Specyficzne. Wiem.
Patrzy
mi w oczy.
-
Będę uczył Lucasa, ale nie zakładaj od razu, że coś ci się stanie.
Odwracam
wzrok.
-
Kiedyś z góry zakładałam, że to moja matka wychowa Lucasa. Jak widać, byłam w
błędzie.
Shane
nic więcej nie mówi. Ja też nie.
On pozwala
mi leżeć i po prostu milczeć, a ja pozwalam sobie myśleć.
Zaraz
rano jem z Lucasem, Tayrin i Veronicą śniadanie na dworze, ponieważ Tay tak
zdecydowała, twierdząc, że to nam dobrze zrobi na skórę. Po śniadaniu Ruth
zabiera dzieciaki: Tayrin idzie się uczyć z nią do biblioteki, a Lucas
samoobrony z Shane’em – stwierdziliśmy, że im szybciej tym lepiej. Jako dziecko
człowiek się więcej uczy i lepiej, niż jak jest starszy. Niektóre rzeczy po
prostu lepiej się przyswaja, a poza tym Lucas za niedługo skończy osiem lat –
to przerażająco mała liczba. Jestem potworem, pozwalając mu na naukę walki w
tym wieku, ale tak po prostu będzie lepiej. Przynajmniej tak sobie to tłumaczę.
Ja i
Veronica udajemy się do zamku, a dokładniej części, w której rządzi Izaak i
Seth. Wszyscy wrócili spokojnie i bezpiecznie jakieś dwie godziny temu, po czym
nawet nie kładli się spać, gdy dowiedzieli się o mojej możliwej przypadłości. Jestem
im za to cholernie wdzięczna. Robin nie chciała nawet jeść śniadania, tylko od
razu zamknęła się w bibliotece, z której była zachwycona. W każdym razie bardzo
się zmartwiła.
Teraz
idziemy spokojnym krokiem z Verą długim korytarzem, na końcu którego już słyszę
rozmowy i dyskusje. Prawdopodobnie Robin dyskutuje, ma do tego wrodzony talent,
zaraz przed Sethem. Cicho wchodzimy przez otwarte drzwi.
-
Wszystko okay? – Vera dotyka dłonią mojego ramienia.
Kiwam
głową z bladym uśmiechem.
Jest mi to po prostu cholernie trudno
przetrawić, ale spoko, dam radę…
-
Jesteście.
Pierwszy
zauważa nas młodszy Black, oczywiście. Poza nim w pomieszczeniu byli już Robin,
Izaak i Dominic. Jedyne, co mnie martwi to fakt, iż ich miny nie świadczą o
niczym dobrym. Zwalam to na zmęczenie podróżą. Tylko, że Izaak nigdzie nie
wybywał.
-
Obiecałam, więc jestem – dukam. – Macie coś nowego?
Robin
się krzywi.
- W
tych księgach jest tak niewiele o potępionych. Tylko wzmianki o dotknięciu
przez demona, ale takie… niejasne. – Dziewczyna bierze do rąk jakąś książkę,
przewraca kilka kartek i zaczyna czytać, ale i tak mam wrażenie, że czyta tak,
aby wszyscy zrozumieli: - Człowiek dotknięty przez demona włada czymś, czego
nie pojmują inne stworzenia. Dusza ludzka dzieli się, karmi dotykającego i
nasyca pięknym światłem inny byt. Demon zaś farbuje duszę na mrok,
pozostawiając jednak dwie drogi. Człowiek ma prawo wybrać, ale nigdy już nie
wróci do poprzedniego stanu. Tutaj jest napisane, że od tego nie ma ucieczki,
że demony same sobie wybierają, kogo naznaczą. Nie wiem, jak wam, ale mnie to
nie wiele mówi. Nic, czego moglibyśmy się obawiać, poza podzieloną duszą, co
nie mieści mi się w głowie.
- W
czasach Khaliusa i Rei, potępieni byli ludźmi, których się unicestwiało –
tłumaczy Izaak spokojnie, z cierpliwością, jakiej ja nie mam. – Zabijano ich. Ludzie,
gdy słyszeli o jakimkolwiek innym wymiarze, albo istotach poza światem realnym,
tym, który widzą, dostawali szału. Bali się. Unicestwiono więc zagrożenie, za
jakie uważali potępionych. Wraz z tym, spalono wszystkie dokumenty, które
wskazywały na ich istnienie. Tylko niektóre, krótkie zapiski pozostały ocalałe.
Takie, jak ten. Ale faktycznie niewiele mówi. – Profesor wzdycha. – Znałem kiedyś
takiego człowieka, który wierzył w coś więcej, między innymi demony. Fascynowali
go potępieni, ale nie potrafił określić, czym naprawdę są, bo wszystkich zabito
przed tym. Rozdzielenie duszy było dla niego możliwe, ale nikt nie może
określić, jak to się naprawdę dzieje i co staje się z demonem, który ją
rozdziera. Demona nie można już naprawić, więc gdzie ląduje światło i wszystko,
co posiada dusza?
Chyba
zaraz zemdleję. Mam wrażenie, że nie potrafię wypowiedzieć słowa, tylko słuchać
tych wszystkich teorii. Zaledwie parę miesięcy temu nie chciałam być tylko
uzdolniona, a teraz oni mi mówią o jakiejś rozdartej duszy. Chyba mi niedobrze.
-
Nie możemy ciągle tylko teoretyzować, to jej nie pomaga – mówi Seth, zerkając
na mnie badawczo, ze współczuciem. – Znajdźmy jakiś środek.
-
Jakby był..
- Ale
Sophia nie jest bezpośrednio potępioną, ludzie – odzywa się w końcu Dominic,
ale też wygląda, jakby nie widział w tym sensu. – Izaak powiedział, że zostało
jej tylko przepowiedziane wybudzenie umiejętności.
Kręcę
głową.
-
Wybudziłam nie tylko jedną umiejętność, Dom.
Chłopak
unosi wzrok.
-
Wiem.
-
Ale Dominic ma rację – odzywa się Vera, która od dobrych kilku minut zajmuje
najwygodniejszy fotel. – Nie możemy po prostu zakładać, że ma „podzieloną duszę”,
czy jak to się tam nazywa. Ona została zrodzona, taka jaka jest, żaden demon
nie miał nad tym kontroli. A te pytania są chyba retoryczne, bo nie wydaje mi
się, żebyśmy znaleźli odpowiedź.
- Przypominam, że ktoś kilka godzin temu chciał
ją zabić – warczy Seth, przerzucając kolejne kartki w jakiejś książce. Robin go
naśladuje, albo nawet o tym nie wiedzą. – Nie zostawię tego tak.
Podbiegam
do chłopaka – szybciej, niż normalnie - i kładę dłoń na jego ramieniu. Jest zdesperowany,
by znaleźć rozwiązanie, ale to nie jest odpowiedni sposób. On się wzdryga. Każdy
milknie. Mam wrażenie, że tracą nadzieję, a dopiero zaczęliśmy. Wizja Izaaka o
tamtych czasach bardzo utrudnia wybudowanie jakiejkolwiek nadziei na
informacje. Krążę wzrokiem po pokoju pełnym ksiąg, drewna i brązu na ścianach. Po
ludziach, którzy mają większe zmartwienia, niż ta przepowiednia i ja, ale mimo
wszystko tu są.
-
Nie rób tego – szepczę do Setha, ale i tak wszyscy mnie słyszą. – To nie jest
sposób, Seth.
-
Żyjesz tylko dlatego, że mój brat może cię dogonić. Może ciebie nie obchodzi
to, czy byś przeżyła, czy nie, ale nie słyszałaś, jak ten młody chłopiec płakał
i prosił mnie, żebym go od ciebie nie zabierał, bo ma tylko ciebie. – Przełykam
ślinę. Gorzki smak. Ból, gdzieś w klace piersiowej. – Ani ja, ani nikt inny w
tym pieprzonym zamku nie pozwoli jego siostrze zginąć przez cholerne
przepowiednie jakiejś chorej babki. Dowiemy się, co ci jest, rozumiesz?
Spuszczam
wzrok.
-
Zgadzam się z nim – dopowiada Robin na równi z Veronicą.
Dominic
tylko skina głową.
- W
porządku – ustępuję. – Ale uspokój się. I wszyscy musicie odpocząć po podróży.
Demony zaczekają do jutra.
Po
tym, jak kończę ostatnie zdanie, w trymiga wybiegam z biblioteki, zostawiając
ich samych. Wybiegam poza zamek, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Miałam wrażenie,
że się tam zaraz uduszę. Te wszystkie teorie i kolejne pytania bez odpowiedzi
tylko mnie dobijają.
A ja
boję się, że to może się bardzo źle skończyć.
Hejka, kochana!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, wrócę jutro 🌸
Cześć, wracam, hah ;D.
UsuńChciałabym na początku zaznaczyć (bo później zapewne zapomnę, skleroza nie boli, ale no..), że chyba przeszła mi ta opryskliwość względem Shane'a. Jakiś taki milusi się zrobił, że nie mogę inaczej. Oby był taki dalej, to może przeżyję jak będą razem (o ile będą). To, że ją uratował jeszcze bardziej punktuje, więc...
Rozdział wyszedł ci świetnie. Szczerze, to nie wiem co mam napisać, bo wszystko co chciałam ujęłam już w poprzednich komentarzach. / Biorąc tu oczywiście pod uwagę twój wielki talent i ogólne postrzeganie tej historii.
Wydaje mi się, że Sophia bardzo zaaklimatyzowała się, stała się w pewien sposób rodziną. Podoba mi się to. Wszyscy się martwią i starają pomoc. To takie urocze.
Zwłaszcza Seth. On jest przekochany <3.
Nie wiem co myśleć na temat tych demonicznych i rozrywanych dusz. To jest na maksa dziwne. Mam nadzieję, że nie zrobisz czegoś w stylu "A Sophia zabijesz brata, później Setha, a Shane się na tobie zemści, ale to tylko przez tę demoniczną część ciebie i będziesz musiała uciekać, gdzie pieprz rośnie, albo ktoś cię zadźga, złapie gwardia czy coś.." Ale mi odwaliło w tej chwili, hah XD.
Kochana życzę ci weny i czekam na wiadomość od ciebie ;*.
Tulę,
Shoshano aka MAŁPA