Jesteś niesamowita.
Derek i Izaak przyglądają mi się
bacznie średnio od godziny, podczas gdy ja jak grzeczny, niewinny baranek z
cierpliwością wykonuję wszystkie ich prośby i zadania, mające na celu
określenie wszystkiego, co ma ujednolicić określenie moich zdolności. Czyli w
skrócie, chcą poznać wszystkie moje zdolności i ich granice. Póki co,
znakomicie sobie ze wszystkim radzę, przynajmniej, dopóki Montez nie wypowiada
tych dwóch przeklętych słów. Wyprowadzają mnie z równowagi i wybijają z
pantałyku. Ląduję miękko na łące otoczonej drzewami, oni stoją jakieś sto
metrów ode mnie, zapisując co chwila jakieś słowa na papierze. Jestem tu od
miesięcy, mogliby sobie darować co kilkudniowe sprawdzanie moich granic. Derek
jednak przebywa na zamku zaledwie dwa tygodnie, od jego przyjazdu wiele się
zmieniło. Przynajmniej ja i Shane unikamy się bardziej niż
zazwyczaj.
Jednak od tego wieczoru zaczął
bardziej wychodzić ze swoich komnat. Częściej się pokazuje i nie wiem, czy robi
to na złość mi, czy po prostu jest z siebie cholernie dumny, bo przez tą
krótką, ale zbyt długą chwilę mnie miał. I nie ukrywa tej dumy. Wręcz
przeciwnie, wykorzystuje to przeciwko mnie w każdym krótkim spojrzeniu, na
którym oboje się łapiemy, a mnie w tym krótkim momencie zamiera dech i serce.
Poczułam coś, nie mogę tego ukrywać ani przez nieskończoność zaprzeczać. Nikt
jeszcze tak na mnie nie działał, a Shane działa tak od samego
pieprzonego początku. Nie mogę powiedzieć, że mi się to podoba, ale zawsze to
jakaś rozrywka. Wyładowuję swoje żale i zabijane pragnienia na wszystkim, co
napotkam. Częściej chodzę do piwnic, aby ćwiczyć
z Sethem i Dominicem wszystkie możliwe sztuki walki i
jestem w tym coraz lepsza. Przynajmniej to jest powód do dumy.