30.09.2017

02. Wolny wybór


Metalowe drzwi zamykają się za nami z delikatnością i precyzją, po czym słyszę dźwięk, który chyba zawiadamia, że zostały zabezpieczone systemowo. Rozglądam się po pomieszczeniu oblanym bielą, szarością i czernią. Czuję się jak w jakiejś taniej komedii i zaraz rozpocznie się punkt, w którym powinnam zacząć się śmiać. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to ogromna bieżnia, w której chyba trenuje jakaś dziewczyna. Ma ciemne, brązowe włosy po ramiona i skupioną twarz. Mogę to zauważyć mimo tego, że ciągle jest w ruchu. Przyzwyczaiłam się do swoich nadnaturalnych – powiedzmy – zmysłów. Przed  bieżnią, a obok innych dziwnych urządzeń stoi wysoki jasnowłosy mężczyzna i zapisuje w notesie jakieś uwagi, pewnie dotyczące dziewczyny. Z pewnością wie, że weszliśmy do środka – tego dźwięku nie dało się zignorować – ale nie zwraca na nas uwagi. Całą swoją uwagę poświęca jej.
Dziewczyna jest szybka. Jej nogi poruszają się tak szybko, że mój mózg ledwo to rejestruje, na liczniku nad bieżnią widnieje ciąg liczb, których znaczenia nie rozumiem i chyba wcale nie chcę. Ale ona się nie męczy i to intryguje mnie najbardziej. Nie poci się, nie dyszy ani nie ma ochoty kończyć, moim osobistym zdaniem. Zaciekawiło mnie, czy taka już się urodziła, a jeśli nie to ile czasu musiała poświęcić, aby dojść do tego stanu rzeczy. 
- Koniec na dzisiaj. – Po raz pierwszy słyszę głos mężczyzny, który ją obserwuje. Zapisuje ostatnie słowa w notesie i odkłada go na blat przy wyjściu z bieżni. Dziewczyna ze zwycięskim uśmiechem opuszcza maszynę i zeskakuje z ostatniego schodka. Od razu zauważam, że jej wzrok wędruje ku Shane’owi. – Dziękuję, Diano. Jesteś wolna.
- Dziękuję profesorze. – Podchodzi do nas tanecznym krokiem. Już zaczyna mnie irytować, a nawet jej nie znam. – Cześć, jestem Diana Vitarei. – Podaje mi dłoń, a ja nie ryzykując wojny już na rozpoczęciu, grzecznie się z nią witam.
- Sophia Varray.
Mina jej rzednie, tak z lekka. Czy ja poczułam rozbawienie widząc ją taką? Niemożliwe… Nie, zdecydowanie bawi mnie to, ale postanawiam się tym nie chwalić.
- Oh, to o tobie jest tu tak głośno od kilku dni. – Dziewczyna skanuje mnie wzrokiem od stóp do głów, a zadowolenie nie wraca na jej porcelanową twarz.
Wspomniałam, że ma dłoń zimną jakby było tu co najmniej minus dziesięć stopni Celsjusza?
Jednak nie do końca wiem o czym mowa, więc zerkam pytająco na Setha, nie licząc na pomoc od strony drugiego szatyna. Seth gestem dłoni prosi mnie o spokój, później uwagę przenosi na Dianę, która wykazuje nadmierne zainteresowanie moją osobą.
- Odpuść sobie.
- Ale…
Od krótkiej chwili wiem, że profesor obserwuje nas z wyczekującą miną. Opiera się tyłem o biurko przy bieżni i ze skrzyżowanymi na piersi rękami przygląda się zaistniałej sytuacji. Nie jest nazbyt zadowolony, ale wyraża cierpliwość, która nie jest tak wielka, jakiej się po nim spodziewałam.
- Diano, zachowaj tę rozmowę na inny czas i miejsce. Sophia musi pracować, a ty nie jesteś jej do niczego potrzebna. Nie musisz jej też stresować i zadawać zbędnych pytań. Zachowaj, proszę, odrobinę skruchy i opuść to pomieszczenie, ponieważ twój trening się skończył na dzisiaj. Dziękuję.
Seth uśmiecha się zwycięsko. Mam wrażenie, że za nią nie przepada.
Dziewczyna, co widać od razu, powstrzymuje wybuch złości i irytację. Chyba nie lubi być pouczana, ale profesor jak widać nie lubi bawić się z takimi jak ona. Mimo wszystko Vitarei zaciska dłoń i skina głową do profesora, wyrażając ugodę.
- Oczywiście. Miłej pracy… Shane, widzimy się na obiedzie?
Prawie zapomniałam o jego obecności tutaj.
- Mam dzisiaj masę pracy. Zobaczymy się jutro.
To wkurza ją jeszcze bardziej, bo mina jej rzednie. Podchodzi do drzwi i poprzez słuch (wolę się nie odwracać) wiem, że tak samo jak zrobił to wcześniej Shane, otwiera drzwi i wychodzi. Ulga obmywa mnie dopiero, gdy słyszę jak się zamykają. Sethowi chyba też poprawił się humor, bo z uśmiechem gestem nakazuje mi podejść bliżej profesora.
Ja jednak się nie ruszam.
- Panna Varray. – Blondyn przywołuje mnie do siebie również gestem dłoni, więc w towarzystwie Setha zmierzam w jego kierunku. Shane ani drgnął. – Wybacz, za zachowanie Diany. Nie lubi nowych ludzi w tym miejscu, woli być ciągle na szczycie hierarchii popularności, ale złamałaś tę hierarchię, gdy o tobie usłyszano. – Patrzy na mnie ufnie, z jakąś szczerością w oczach. Unoszę brew w akcie zdumienia. – I przykro mi z powodu mamy. Elizabeth była bardzo cenioną osobą w naszych szeregach. Miałem okazję z nią pracować.
Ta informacja wprowadza mnie w taki szok… nie miałam pojęcia, że taka organizacja istnieje, a co dopiero, że moja mama w niej przebywała. Że tu była. O niczym nie miałam pojęcia, może Lucas coś wiedział, ale mnie przecież nie było dwa lata w rodzinnym domu. Taką byłam cudowną córeczką, że wróciłam dopiero jak zaczęli niszczyć miasteczka. W tym również to, w którym żyli moi rodzice.
- Widzę, że jesteś w szoku. Nie wiedziałaś? – pyta profesor, a ja kręcę głową.
- Pierwszy raz o tym słyszę.
Seth również jest zdziwiony.
- Gdy pytaliśmy Lucasa o to, czy wiedział o tym miejscu. Odparł, że mama mu o tym opowiadała i że chodziła tutaj pracować. Podobno nic więcej nie wie.
Wzdycham.
- To mnie akurat nie dziwi, Seth. Mój młodszy brat mieszkał z mamą cały czas, podczas gdy ja uciekłam na dwa lata i w miejscach, gdzie przebywałam, nie miałam możliwości dowiedzieć się o tym miejscu. Nie używałam też swoich umiejętności. Pierwszy raz odkąd uciekłam, użyłam ich jak nas złapaliście. I nie mam cholernego pojęcia, jakim cudem mi się udało.
- Dlaczego uciekłaś?
- Odbiło mi, profesorze…
- Proszę – wtrąca. – Mów mi Izaak.
- Lucas jest dobrym dzieckiem, w porównaniu do mnie. Byłam okropna, nie chciałam odpowiedzialności i odkąd wykonałam pierwszy skok, zaczęłam się bać. Mama powtarzała, że kiedyś będę się musiała nauczyć tego, wypracować w sobie umiejętności, ale nie chciałam o tym słyszeć. – Dotykam palcami gładkiej powierzchni metalu. – Bałam się, że jeśli zostanę w domu, ktoś w końcu zmusi mnie do rozwijania tych mocy, a ja chciałam być normalna, jak tata. Mama nie widziała takiej opcji, ale nigdy nie wspomniała o tym miejscu. Może by mi powiedziała, jeślibym nie uciekła, ale było już za późno.
Izaak wydaje się poruszony. Widzę, że nie chce mnie do niczego zmuszać, ale też nie wie co powiedzieć. Tak jak zaznaczyłam, zawsze byłam i będę trudnym przypadkiem. Bracia nie odezwali się ani słowem, choć czuję na sobie skupione spojrzenie Shane’a. Nawet nie mam ochoty patrzeć w jego stronę.
- Wciąż tego nie chcesz? Nie chcesz rozwijać tego, kim się urodziłaś?
- Dlaczego pytasz? Teraz to już i tak nie ma znaczenia, przecież mnie stąd nie wypuścicie. A nawet gdyby, to nie mogę zostawić tutaj Lucasa samego. Obiecałam matce, że się nim zaopiekuję, a jeśli opuszczę teraz to miejsce, mogę już nigdy nie znaleźć dla niego schronienia jak to. Więc wybacz, ale moje zdanie nie liczy się w tej kwestii.
- Każde zdanie ma znaczenie, Sophio. Od ciebie zależy to, jak to wszystko się potoczy i jak się skończy.
Zastanawiam się, bo sama nie wiem, czego właściwie chcę. Zgodnie z prawdą – gdy stąd wyjdę, nie znajdę już schronienia dla Lucasa, a tylko to ma znaczenie w tym momencie. Poza murami tej organizacji było niebezpiecznie, doskonale o tym wiedziałam. Ale z drugiej strony moja niechęć do używania swoich umiejętności zniknęła wraz ze śmiercią matki. Gdy żyła, mogłam być tą nieodpowiedzialną i egoistyczną dziewczyną, która chciała być normalna i wolna, przede wszystkim. Teraz pora zacząć uczyć się na własnych błędach. Chcę czy nie, muszę nauczyć się kontrolować skoki, jeśli kiedykolwiek chcę opuścić to miejsce i zagwarantować bratu bezpieczeństwo.
Wybieram
- Jak długo muszę tu zostać?
Izaak wzrusza ramionami. Shane zaś unosi brew w akcie… zdziwienia?
- Wcale nie musisz tu zostawać. Jako dobry przyjaciel Elizabeth mogę ci obiecać, że zaopiekuję się twoim bratem jak własnym synem, nigdzie nie będzie bardziej ceniony i bezpieczny. Ty zaś jesteś dorosła i możesz podejmować własne decyzje: nikt cię tu nie zatrzyma, bo nie mamy takiego prawa.
- A jednak otumaniliście mnie i zawlekliście tutaj wbrew mojej woli – zauważam szybko.
- Aby dać ci wybór. Gdybyśmy tego nie zrobili, nawet nie miałabyś pojęcia o tym miejscu.
Zapada cisza.
Przełykam głośno ślinę, bijąc się ze swoimi myślami.
- Wiem, że nie jest ci zbyt łatwo – ciągnie Izaak spokojnym tonem, patrzy mi w oczy jakby chciał przeniknąć duszę. Chcę mu zaufać, ale wcale nie jest to proste. – Potrafię zrozumieć ból, żal i żałobę po zmarłej matce. Potrafię zrozumieć, że to nie jest to, czego pragnęłaś i do czego dążyłaś, a do czego jednocześnie zostałaś zmuszona… To wszystko musi być trudne. Ale dostałaś od życia coś, co nie wszyscy dostają. Możesz to rozwijać, możesz z tym żyć i cieszyć się z tego. Bo te umiejętności to potęga, wasza potęga. Gdy nad tym zapanujesz, być może nikt nie będzie w stanie cię powalić. Wtedy może nikt nie odbierze ci wolności, a ty zyskasz wszystko, czego pragnęłaś jednocześnie mając więcej. Pomyśl o tym.
Kiwam głową, czując się coraz bardziej przekonana. Kto jak kto, ale Izaak miał dar przekonywania i był w tym jednocześnie bardzo… godny zaufania, jeśli mogę to tak nazwać.
W momencie Seth również zabiera głos:
- Sophia, zostań na kilka dni – prosi. – Może to nie jest faktycznie, tak jak powiedział Izaak, to, czego chciałaś, ale nie zawsze się ma to, czego się chce. Zostań, próbuj trenować i zobacz na co cię stać, a może sama zapragniesz tu zostać. Co ty na to?
- Okres próbny?
- Możesz to tak nazwać – zgadza się czarnowłosy z cieniem uśmiechu na twarzy.
Seth i Izaak wydają się być za tym pomysłem, Shane natomiast nie zabrał ani jednego słowa w tej dyskusji i raczej wcale nie zamierza. Gdy na niego zerkam, stoi oparty o ścianę przy drzwiach z rękami założonymi na klatce piersiowej i tylko nasłuchuje, obserwuje. W sumie to nie interesuje mnie jego zdanie. On jako jedyny chyba jest przeciwny, bądź obojętny temu, czy zostanę, czy odejdę.
- W porządku – decyduję. – Okres próbny.
- Świetnie – cieszy się profesor, po czym zaciera dłonie i chwyta swój notes. Domyślam się, że na mnie też ma kilka stron. – Może zaczniemy od razu? Seth, pomożesz. – Chłopak energicznie się zgadza, wygląda na uradowanego. Tak bardzo chce zostać królikiem doświadczalnym? Bo tego właśnie się domyślałam. – Shane, możesz odejść, jeśli chcesz.
Podczas gdy jakby uskrzydlony profesor i Izaak zaczynają rozmowę (zapewne o moich szkoleniach), ja łapię protekcjonalne, niemalże kąśliwe spojrzenie szatyna, który ukazuje cień złośliwego uśmiechu, a po chwili bez słowa odwraca się, skanuje swoją dłoń i po otworzeniu się drzwi, wychodzi. Mimowolnie kręcę głową, czując zaintrygowanie dumnym chłopakiem, który uważa się za Boga wszystkiego. Nie wiem dlaczego mój wzrok tak do niego brnął, ale on sam wydaje się mroczny, niebezpieczny w pewnym sensie.
Pomyślała ta, która w niebezpieczeństwie czuje się jak ryba w morzu.
- W porządku. – Głos profesora sprowadza mnie na ziemię. Spoglądam w jego stronę, a później na te wszystkie urządzenia. – Nie martw się, nie będziemy dzisiaj niczego z tego używać. To niekoniecznie na początku. Jeszcze nie wiemy jakie masz umiejętności. Zauważyłaś u siebie może coś nadzwyczajnego?
Zastanawiam się przez moment.
- Jeśli pytasz o drobiazgi, to dla mnie naturalną rzeczą zawsze były moje, cóż, bardzo wyczulone zmysły. Kiedyś sądziłam, że to normalne, do czasu, aż ja zaczęłam czuć, widzieć i słyszeć więcej. Kiedy moja koleżanka widziała… jak normalny człowiek, ja widziałam rzeczy bardzo wyraźnie, ale nawet kilometr dalej. Bardzo wyraźnie również słyszę, na przykład gdy upadnie pióro ptaka na ziemię.
- Nie denerwuje cię ta nadwrażliwość? – Interesuje się Seth.
Wzruszam ramionami.
- To nie jest ciągłe – tłumaczę. – Jak byłam mniejsza, mama kazała mi słyszeć, czuć i dotykać z zamkniętymi oczami. Mówiła, że tak się nauczę to kontrolować. Z czasem już tylko sobie wyobrażałam, że je zamykam i wtedy rzeczy stawały się silniejsze, wyraźniejsze. Przez ostatnie dwa lata, kiedy te zmysły były mi naprawdę potrzebne aby przeżyć, sama nauczyłam się je wyciszać i używać, gdy są potrzebne. Odpowiadając na twoje pytanie: nie denerwuje mnie nadwrażliwość, ponieważ umiem nią sterować. Tak jak mózg steruje całym ciałem. Poruszasz ręką i przemieszczasz się, bo tego chcesz i potrafisz, wyrobiłeś w sobie to. Ja w sobie wyrobiłam umacnianie zmysłów i ich wyciszanie. Dzieje się to tylko wtedy, gdy tego chcę i potrzebuję.
Izaak ciągle coś notuje w swoim notesie, a potem patrzy na mnie ze zdumieniem.
- Intrygujące. Coś jeszcze zauważyłaś? Oprócz przeskakiwania z miejsca na miejsce.
- Nie.
- Bardzo ciekawe, że wspomniałaś o naukach Elizabeth. – Profesor stuka palcami w dotykową klawiaturę, a później na dużym ekranie powieszonym wysoko na szarej ścianie (którego wcześniej nie zauważyłam, nie wiem jakim cudem) pokazuje się obraz ludzkiego mózgu. – Jako że była wybitnie mądra i nieraz szkoliła ludzi, w tym Shane’a i Setha. – Dziwię się, ale uśmiech Setha mnie z lekka uspokaja. Oni znali moją matkę… pewnie lepiej niż ja sama. – Pewnie nie wiedziałaś, ale pewne umiejętności, tak jak wyostrzone zmysły, można w sobie wyrobić. Można się ich nauczyć, ale najszybsze i najłatwiejsze jest to właśnie, gdy jest się dzieckiem. Elizabeth wiedziała co i jak zrobić, żeby to w tobie „obudzić”. Są rodzice, którzy nie mają pojęcia o zdolnościach dziecka, lub dzieci, którym do życia wcale nie jest to potrzebne, więc tego w sobie nie wyrabiają. To nie są zdolności takie jak stawanie się niewidzialnym, czy teleportacja, ale są ważne. Łącznie z tobą w instytucie są trzy osoby, które to opanowały.
- Kto? – pytam.
- Shane i Dominic, ja się jeszcze uczę – rzuca lekko Seth.
- Jednak ci dwa się uzupełniają. Shane skupia swoje umiejętności na słuchu i wzroku. Dominic jednak bazuje na dotyku, potrafi określić co, z czego jest zrobione i kiedy prawdopodobnie się rozpadnie. Jednak dotyk jest bardzo silnym zmysłem, potrzebnym dla niego, ponieważ sam zniszczony fizycznie być nie może, a siłaczowi takie rzeczy są niezbędne.
- A smak? – Pytam, bo ta umiejętność była u mnie akurat najmniej rozwinięta.
- Tym cechują się kucharze i zielarze. Charakteryzują się bardzo dobrą pamięcią. Z czasem wszystkiego się dowiesz… Skupmy się na tobie. Potrafisz skakać? Skacz. W sumie przydałby się Shane albo Diana, ale nie ma problemu, na następnych zajęciach kogoś poprosimy.
- Po co Shane? – pytam.
- Bo jest szybki – odpowiada jego brat.
Cholera.
- Seth będzie stawał się niewidzialny, będzie się przemieszczał, a kiedy się pojawi, postarasz się do niego doskoczyć. Jasne?
- Tak. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Mrs Black dla Wioski Szablonów | Credit: X